Pojawiło sie ostatnio na mirko pytanie o hostele. Pomyślałem, że podzielę się z wami tutaj moimi doświadczeniami z tych miejsc. Spałem w życiu myślę w ok 100 hostelach w ponad 20 różnych krajach. Uwaga będzie długi wpis, ale mam nadzieję, że kogoś zainteresuje.

Jeśli ktoś nie wie – hostel to, w skrócie, tańszy odpowiednik hotelu – czyli miejsca tymczasowego zakwaterowania, z którego korzysta się głównie w podróży. Kiedyś stosowało się też nazwę schronisko młodzieżowe, ponieważ służyło właśnie głównie ludziom młodym, którzy nie mogli sobie pozwolić zapłacenie za noc w hotelu. Zasadnicza różnicą, w stosunku do hoteli jest zwykle niższy standard, brak wielu typowych dla hoteli udogodnień oraz zwykle dużo niższa cena. Powiedzmy, że noc może spokojnie kosztować 5 razy taniej niż w tanim hotelu. Typową rzeczą jest też obecność tzw. dormitoriów, czyli sal wieloosobowych, w których po prostu wykupuje się jedno łóżko. Hostele mają także często pokoje prywatne (2, 3, 4-osobowe) ale to właśnie „dormy” (skrót z angielskiego) są dla wielu ludzi kwintesencją hosteli. Ja właśnie przebywałem głównie w dormach, więc o nich głównie będzie mój wpis.

Wykupując pobyt w hostelu na pewno dostaniemy co najmniej łóżko oraz dostęp do łazienki i ubikacji, dzielonych pomiędzy gośćmi (pokoje prywatne często mają osobne łazienki). Najmniejszy dorm w którym spałem był dwuosobowy – był to Helsiński akademik, w wakacje przerobiony na hostel. Największy, chyba w Cancun w Meksyku, miał z 24 miejsc (ale może byłem jeszcze w większych). Zwykle jest to jednak średnio około 8-12 miejsc zorganizowanych w łóżka piętrowe. W Hongkongu spałem w hostelu gdzie łóżka były na 3 poziomach. Często jest też szafka, do której dostajemy klucz/kartę. Ewentualnie jest opcja zamknięcia jak się ma swoją kłódkę. Pokoje mogą być osobne dla kobiet i osobno mężczyzn lub mieszane. Zwykle jest co najmniej jeden pokój tylko dla kobiet a reszta to pokoje mieszane.

Reszta rzeczy jest opcjonalne i już zależy od hostelu. I tak – w wielu hostelach możecie się spodziewać jakiegoś pomieszczenia socjalnego – zwykle dużego, wspólnego pokoju, gdzie goście hostelowi mogą przebywać w wolnym czasie, poznawać się, rozmawiać, jeść, czasem pić i imprezować. Często pokoje są pełne książek, przewodników, gier planszowych, kart i innych rzeczy, które mogą się umilić podróżnikom czas. Czasem jest też telewizor, piłkarzyki, stół do ping ponga itp. Czasem jest opcja wymiany książek (zwykle 1 za 2). Kiedyś były komputery z Internetem. Teraz raczej już nie ma, za to naturalnie jest WiFi. Chociaż zdarza się, że działa kiepsko, albo np działa dobrze tylko w pokoju socjalnym, a w sypialniach tak sobie.

W części hoteli (w Europie, Meksyku, Australii, Japonii, Korei) jest też kuchnia. Normalna taka z kuchenką, garnkami talerzami, lodówką itp. Można sobie kupić jedzenie i samemu gotować. Dla ludzi podróżujących z ograniczonym budżetem (a takich w hostelach jest dość sporo) jak znalazł. Oczywiście w takiej kuchni musisz po gotowaniu po sobie posprzątać. Często w cenie noclegu jest też wliczone śniadanie – zwykle proste – typu tosty z dżemorem + kawa/herbata. Ale zdarzają się lepsze – w Playa del Carmel w Meksyku miałem całkiem dobre, z pieczywem, różnymi płatkami z mlekiem i lokalnymi owocami. W niektórych hostelach dostaje się także ręcznik (może być dodatkowa kaucja za niego). A jak nie za darmo to często jest możliwość wypożyczenia za drobną opłatą.

Jeśli chodzi o czystość to jest pełne spektrum, ale często standard jest podobny w całym kraju. Np w Japonii właściwie w każdym hostelu co mieszkałem było mega czysto. Serio – ubikacje zawsze czyste z tymi podgrzewanymi sedesami z automatycznym podmywaniem, prysznice lepsze niż w przeciętnym hotelu w innych krajach, kuchnia wypucowana, pełna nowych garnków i talerzy, do jakieś sosy, oleje i przyprawy do gotowania za free. Co jest istotne bo jak podróżujesz i chcesz coś ugotować, np makaron z sosem, to się okazuje, że na dzień dobry musisz kupić jakiś olej, sól, pieprz, przyprawy. No więc w Japonii nie musisz.

Na drugim końcu skali w moim przypadku był Laos i Kambodża. Mój hostel w Phnom Phen to były jakieś syfiaste materace na ziemi. Do łazienki czy ubikacji bosą nogą w życiu bym nie wszedł, wszędzie był kurz, pajęczyny itd, wyglądało jak nie sprzątane od wieków.

Z różnych ciekawostek to w Hoi An w Wietnamie miałem w hostelu basen, ponoć zdarzają się także w Tajlandii. W Honkongu były kanapy na dachu budynku, z którego można było podziwiać miasto. W Moskwie mieszkałem w jakimś nielegalnym hostelu – przyszedłem na miejsce a tam ani pół szyldu, ani żadnej informacji. Dopiero jak zadzwoniłem na tel. to wyszedł jakiś gościu i zaprowadził mnie do mieszkania przerobionego na hostel. W Guanajuato w Meksyku obsługa wywieszała flagi na balkony w zależności od narodowości mieszkających w gości. W Beppu w Japonii mieszkałem w hostelu na tatami – japońskiej macie, na której był tylko cienki materac. W tym samym hostelu w piwnicy był onsen – czyli tradycyjny japoński basen z gorącą wodą termalną.

Jakość obsługi też bardzo może się różnić. W niektórych hostelach obsługa jest tylko od tego, żeby wydać ci pościel (kolejna ciekawostka – zwykle sam musisz ubrać pościel, a przy wymeldowaniu ściągnąć i oddać ją z powrotem). W większości jednak miejsc obsługa stara się być bardzo miła i pomocna. Zwykle chętnie powiedzą co zwiedzić w danym miejscu, jak gdzieś dość czy dojechać, gdzie zjeść. Często hostele organizują jakieś krótkie wyprawy. W Guilin w Chinach dziewczyna zabrała nas na punkt widokowy (taki co z ulicy się nie wejdzie), w Playa del Carmel dziewczyna zabrała nas na cenote (takie jeziora w skałach) a wieczorem na miasto i do Coco Bongo za free. Często pomagają zarezerwować wycieczki (podejrzewam, że mają z tego jakąś prowizję). Zwykle w hostelach obsługa mówi po angielsku, ale to nie jest reguła. W takiej Rosji w większości hosteli musiałem się polsko-rusku się dogadywać. W Glasgow w hostelu była opcja, że ekipa, która przygotuję kolacje dla innych ma spanie za darmo. W hostelach też sporo osób mieszka w zamian za pracę – głównie sprzątanie.

Część hosteli jest skierowana ewidentnie do turystów z zagranicy. W takiej Tajlandii czy Wietnamie wszystko jest robione właśnie pod białych turystów. Organizują imprezy i wyjścia na miasto. W innych krajach jest różnie. Jeśli hostel zdobył popularność w przewodniku Lonely Planet albo na popularnych serwisach typu hostelworld.com czy booking.com to duża szansa, że będzie sporo obcokrajowców, ale trafiałem na hostele w Chinach, gdzie byłem jedynym białym, a do tego obsługa umiała tylko parę słów po angielsku.

Zasady w hostelach też są bardzo różne. Zwykle, podobnie jak w hotelach, obowiązuje doba – hostelowa 🙂 zwykle zameldowanie godziny 14, a wymeldowanie do południa. W Japonii jest trochę inaczej i zameldowanie jest później a wymeldowanie wcześniej, powiedzmy 16 i 10. I np. między 10 a 16 nie możesz przebywać w pokoju, bo ten czas jest przeznaczony na czyszczenie. W większości miejsc nie ma takich ograniczeń i jak chcesz możesz siedzieć w łóżku cały dzień. Zwykle hostele otwarte są całą dobę, tzn można wrócić o której się chce. Chociaż recepcja w nocy często nie jest czynna i nie ma możliwości zameldowania jeśli wcześniej się tego nie umówiło. Ale w pierwszym hostelu w jakim mieszkałem, w Como we Włoszech była tzw. „godzina policyjna” (ang. curfew). Między godziną 23 czy 24, a 6 rano hostel był całkiem zamknięty i nie wpuszczali nawet zameldowanych gości, tak więc trzeba było mieć to na uwadze. Do tego była absolutna cisza nocna i za nawet rozmowę w łazience dostałem upomnienie następnego dnia. Cisza nocna niby jest w większości hosteli, ale z jej przestrzeganiem jest różnie – w hostelach typowo imprezowych gdzieś w pobliżu Kao San road w Bangkoku może być dość głośno do późna. Co do picia alkoholu są 3 opcje: albo w ogóle nie wolno, albo wolno tylko kupiony w samym hotelu, albo bez ograniczeń.

Od ludzi, którzy nigdy w hostelach nie spali często słyszę typowe pytania: o bezpieczeństwo, czystość/higienę i zachowanie ludzi w pokojach.

Co do bezpieczeństwa to w hostelu nigdy nic mi nie zginęło. Tzn zapodział mi się w podróży jakiś t-shit czy chusta, ale nie sądzę, żeby ktoś mi to ukradł, raczej po prostu zgubiłem/zostawiłem. Za to w hotelach już raz straciłem telefon a raz player mp3. Przyznam, że raz w hostelu w Budapeszcie się nieźle zdziwiłem jak wszedłem do pokoju, nikogo nie było, a na połowie łóżek ładujące się tablety, iphony czy jakieś aparaty. Jak tam jednak uważam na rzeczy. Na wszelki wypadek co się da zamykam w szafkach, ale bez jakieś paranoi i jak wychodzę na chwilę to nie chowam wszystkiego.
Pokoje mogą, ale nie muszą być zamykane na klucz/kartę. Tak samo sam hostel. W części hosteli do pokoju dostaniesz się de facto prosto z ulicy. W wielu jednak są takie karty jak w hotelach tak więc wejdziesz tylko do pokoju w którym mieszkasz. Tak jak pisałem często są szafki. Warto mieć swoją kłódkę bo niektóre nie mają zamków. Jak nie macie kłódki to w takiej Azji bardzo łatwo ją kupić.

Odnośnie czystości/higieny jeśli macie wątpliwości to warto przeczytać komentarze i przejrzeć zdjęcia przed rezerwacją. Jednak zwykle im droższy hostel tym jest lepiej. W częściach wspólnych jak łazienki i toalety (które podobnie jak pokoje mogą być koedukacyjne lub nie) czystość będzie sporo zależeć od pozostałych użytkowników. Zwykle warto jednak mieć zawsze swoje klapki i je zakładać pod prysznic i do toalety. Co ciekawe w wielu miejscach przed łazienkami leżą klapki – takie wspólne – przyznam że to dla mnie mega dziwne. Bo nie kumam – ja ubieram klapki przede wszystkim, żeby nie dotykać gołymi stopami prysznica, w którym nie wiadomo kto przed chwilą się kąpał. A za to miałbym ubrać klapki, które tenże ktoś miał przed chwilą na sobie? Tak więc zawsze mam swoje, wspólnych klapek zdarzyło mi się użyć kilka razy – zawsze w skarpetkach tylko po to żeby ich nie zamoczyć jak wchodziłem do mokrej łazienki.

Zachowanie ludzi to temat rzeka. Oczywiście zależy na kogo się trafi. Jedni będą kulturalni i będą szanować to że inni śpią (a często ludzie śpią także w środku dnia) i będą zachowywać się cicho, a inni wrócą najebani w nocy włączą światło i zaczną gadać. Ja bym powiedział, że jednak większość rozum i godność człowieka, a niewychowane buraki zdarzają się rzadko. Warto też pamiętać, że w takich hostelach typowo imprezowych będzie dużo głośniej. Ludzie albo będą pić w samym hostelu (zwykle jest to możliwe do 22 albo północy) albo będą wracać pijani w środku nocy hałasując. Tak więc jak nie zależy ci na imprezowym miejscu a po prostu chcesz się wyspać to raczej unikach takich hosteli. Zwykle po opisie i zdjęciach da się wyczaić czy hostel jest imprezowy.

Ja w sumie nie byłem świadkiem jakiś hardcorowych akcji nigdy. Sporo osób mówi o ludziach uprawiających seks, ale ja się właściwie nie spotkałem. Ale może też dlatego, że mam mocny sen i ogólnie nie nasłuchuję co tam inni robią. Ale w hostelu w którym raz nocowałem na Phuket widziałem że jakiś koleś w nocy wrócił i przyprowadził laskę. Jak wychodziłem skoro świt nurkować to widziałem, że śpią razem. Jak wróciłem popołudniu to inni powiedzieli mi że jakoś z rana zaczęli się pukać, potem laska poszła a potem gość się zesikał w łóżku. A akurat spał na górze, a pod nim taka fajna Brazylijka. No trochę było mi jej szkoda.
Inne dziwne akcje miałem w Wielkiej Brytanii. Ogólnie dla mnie młodzi Brytole to trochę dzicz. W pokoju obok wpadli najebani coś o 3 nad ranem, wrzeszczeli do siebie, robili po prostu mega rozpierdol, rzucali jakimiś krzesłami. Tak więc spać się nie dało. W Liverpoolu oprócz mnie w pokoju była tylko spora ekipa jakiś dziwnych ludzi z chuj wie skąd. Chyba jacyś Bałkanowie co już ileś lat mieszkali w UK. Gadali do późna jakieś pierdoły, coś tam na mnie nagadywali. Trochę czułem się nieswojo, ale ostatecznie nie było żadnych problemów.
W Chinach np. Chińczycy mieli głupi zwyczaj, że wstawali z samego rana. Podejrzewam, że to dla nich normalne. I tak budzili się o 6 i zapalali światło, zaczynali się pakować, gadać itd. Chyba nie przeszło im na myśl, że inni może chcą pospać dłużej. Nawet nie próbowałem im tłumaczyć, bo wiem, że to by nic nie dało.
Ja tam, zgodnie z radami babci – nie rób bliźniemu co tobie niemiłe – zawsze staram się być bardzo cicho. Zamiast zapalić światło użyję latarki z telefonu, jak mam się wymeldować z samego rana to przygotuje już wszystko wieczorem, tak żeby rano wstać i od razu wyjść (to też wkurwiające jak o 6 ktoś zaczyna się pakować i łąduje masę rzeczy do jakiś foliowych worków). Mam też zawsze wyciszony telefon i nie gadam głośno jak widzę, że ktoś śpi.
Odnośnie spania to wiadomo warto mieć zawsze ze sobą zatyczki do uszu oraz opaskę na oczy na wszelki wypadek. Ale i to często nie pomaga.

Najbardziej jednak wnerwiające jest to, że ludzie chrapią. O ile do ludzi najebanych albo niewychowanych można mieć pretensje tak trudno się przypierdalać do tego, że ktoś chrapie (bo zwykle chyba nie do końca to ich wina). Ktoś kiedyś powiedział, że w hostelach zamiast pokoi dla kobiet i mężczyzn powinni robić podział na dla chrapiących i nie 🙂 Święta prawda. Bo ja niestety nie zasnę jak ktoś chrapie. Ale jak już śpię to chrapanie zwykle mnie nie obudzi, więc po prostu w takich wypadkach staram się chodzić wcześniej spać.

Spanie w dormach w hostelach jest nierozłącznie związane z kulturą backpackersów, czyli ludzi, często z niewielkim budżetem, podróżujących po świecie z plecakiem, bez większych wygód. Przyznam, że pomimo, że sporo z plecakiem podróżowałem nigdy nie czułem się tak naprawdę częścią tej kultury. Dla mnie to słowo źle się kojarzy. Nie wiedzieć czemu jak słyszę 'backpackers’ to mam przed oczyma najebanych dwudziestolednich Brytoli czy Aussie (Australijczyków), którzy jadą pół świata, żeby się najebać i poruchać w Tajlandii. Do tego zawsze są w swoich grupkach i mało co się integrują z innymi (chyba, że chętnymi laskami). Nie, że jestem takim już zdziadziałym marudą (chociaż lata lecą) i imprezować zawsze lubiłem, ale jednak szkoda mi było pół wakacji poświęcić na leczenie kaca. Może to dlatego, że, z racji ograniczonych funduszy za młodu zacząłem podróżować trochę później niż tacy ludzi z bogatych krajów, bo dopiero jak miałem jakieś 27 lat i czasy największych imprez miałem właściwie za sobą.

Żeby nie było – naprawdę bardzo dobrze wspominam moje podróże. Nie jestem typem co łatwo nawiązuje znajomości i właściwie zawsze podróżowałem sam, ale dzięki hostelom udało mi się poznać w sumie masę ciekawych ludzi, właściwie z całego świata. Nasłuchałem się dziesiątek różnych ciekawych opowieści.
Pamiętam jak zaczynałem podróżować smartfony nie były jeszcze takie popularne. To były serio trochę inne czasy. Wchodziło się do pokoju a tam masa ludzi, którzy od razu zagadywali skąd jesteś, jaką masz trasę itp. I po takich 5 minutach miałem już ekipę na wyjście na kolację i piwo, z którymi mogłem przegadać pół nocy o różnych rzeczach. Nie raz trafiłem też na ludzi, z którymi potem podróżowałem przez kilka miast bo się okazywało, że jadą podobną trasą. Z częścią z nich mam kontakt do dziś.
Moja ostatnia duża podróż – jakieś 3 lata temu – to już było coś zupełnie innego. Oczywiście byłem sporo starszy i może młodsi ludzie nie chcieli już ze mną gadać. Ale naprawę ludzie inaczej się zachowują. Siedzą wpatrzeni w swoje telefony, mało co się odzywają. Zamiast z innymi w hostelu gadają przez Skypa z rodziną i znajomymi. Cały czas przeglądają facebooka, instagrama, tindera, chwaląc się zdjęciami z podróży i próbując wyrwać jakąś miejscową randkę. Dużo trudniej było mi się z takimi ludźmi zapoznać – wydawało się, że w ogóle nie są zainteresowani poznawaniem innych. Od tego czasu już mało do hosteli jeżdżę, jednak staram się wpadać od czasu do czasu.

Jeśli tutaj dobrnęliście to dzięki za przeczytanie.Jak macie jakieś pytania to zadawajcie śmiało. Ale odpowiem na nie dopiero jutro.

#ciekawostki #podroze #podrozujzwykopem #hostel #turystyka #backpacking