#akupodroze cz. I
Otworzę tą serię wpisów opowiadając co nieco o moim ulubionym sposobie zwiedzania, na który decyduję się kiedy kompletnie nie znam rejonu, a chcę jak najwięcej zwiedzić w krótkim czasie. Mowa tutaj o rejsach wycieczkowcami. Brzmi ekskluzywnie i wygodnie, jasne, i w sumie mniej więcej tak jest. Kojarzy się z romantycznymi serialami, emerytami i górami lodowymi? Jasne, trochę tak jest. Ale wciąż pełno w tym uroku i praktyczności, szczególnie jeżeli nie macie czasu planować wyjazdu:)
Już ponad 10 lat temu, kiedy pierwszy raz byłam na Jamajce, wiedziałam, że muszę kiedyś wybrać się na taki rejs. Podczas zwiedzania Ocho Rios szczęka mi opadła na widok ogromnych statków stojących przy brzegu, większych niż niektóre hotele. I teraz wracam na Jamajkę, właśnie na jednym z takich ponad 300-metrowych kolosów (MSC Divina).
Pewnie pierwsze co Was interesuje to cena. Nie wchodząc w szczegóły, powiem Wam szczerze, że mądrze planując potrafi się to bardziej opłacić niż tzw. „objazdówka” oferowana przez niektóre biura podróży;) – razem z lotem.
Największa wada takich wyjazdów to pewnie to, że destynacje ograniczają się do miejsc, gdzie port jest przygotowany na przyjęcie dużego statku pasażerskiego. Ale są też (według mnie) olbrzymie plusy takiego wyjazdu:
– nie taszczycie ciągle 20-kilogramowej walizki ze sobą,
– podróżujecie głównie w nocy, więc nie odczuwacie zmęczenia,
– możecie poznać kilka krajów „w pigułce” celem zasmakowania każdego z nich,
– szczególnie atrakcyjne jeżeli sami nie umiecie żeglować, ale chcielibyście się wybrać w taką podróż:),
– choroba morska? Naaaah – chyba, że na Morzu Północnym,
– macie okazję uczestniczyć w bardzo ciekawym „przedstawieniu” jakie odbywa się od rana do rana na takim pokładzie (o tym za chwilę w szczegółach).
Rejsy stanowią też bardzo ciekawą alternatywę zwiedzania niektórych destynacji, jak na przykład norweskie fiordy (pic rel). Nie tak dawno byłam na wycieczce armatora Holland America Line (statek MS Koningsdam, na zdjęciu w dole), w trakcie którego wpływaliśmy do niektórych największych fiordów w Norwegii (Eidfjord, Geirangerfjord, Hardangerfjord). Powiem Wam, że widok na te formacje „z dołu” robi ogromne wrażenie.
O co chodzi z tym „przedstawieniem”? Wiadomo, że w ciągu dnia najlepiej wykorzystać w pełni czas, w którym statek stoi w porcie, aby zwiedzić każdy zakamarek danego miejsca. Ale, zdarzają się też dni na morzu w przypadku zbyt dużej odległości między portami.
Wtedy Wasz dzień rozpoczyna się od podniesienia gazety pokładowej wsuniętej pod drzwi kabiny, sprawdzenia pogody, dzisiejszych promocji pokładowych na drinki, usługi i akcesoria, dresscode na kolacji, przedstawień w teatrze, jaki film grają na telebimie nad basenem i wielu wielu innych atrakcji. A wieczorem uroczysta kolacja z piramidą kieliszków szampana lub płonącym deserem:) oprócz typowych zabaw, dyskotek, koncertów można załapać się na kursy tańca, gotowania, fotografii, ciekawe prezentacje w teatrze i filmy dokumentalne, a także zawody sportowe, gry planszowe i inne.
To tyle na dzisiaj, chętnie odpowiem na ewentualne pytania. Zaznaczam tutaj, że ekspertem nie jestem, dopiero wybieram się na piąty w swoim życiu rejs:)
Rekordziści, których spotkałam na takich wyjazdach potrafią mieć 500 dni „wypływane” z jednym armatorem.
#podrozujzwykopem #norwegia #swiat #podroze

Powered by WPeMatico