Tego dnia obudziłem się o tej porze bezlitosnej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt mówi -przepraszam ale czy mogę na chwilę przycupnąć, nie będę przeszkadzał cz. 14

.Przycupnę ale tylko na chwilę, z brzegu namiotu. Ciut ciut od motocykla. I pozwolę Ci spać.
KŁAMCA.
Ja się zawsze zgadzam a potem żałuję. Że trzeba już wstawać.
A przecież obiecałem sobie wczoraj że się wyśpię. Tak porządnie. Jak w reklamie pościeli albo innego proszku do białego prania.
Wiecie te białe łóżko, białe ściany, białe prześcieradła. I ludzie śpiący, ubrani na biało. A jak wstają to od razu uśmiechnięci.
Zawsze się dziwie, że tych ludzi z reklam też nic nie boli. Na przykład taki kręgosłup.
Ile on ma miejsc które mogą boleć. Tego nikt nie zliczy.
Przecież jakaś część kręgosłupa chyba każdego boli.
Albo chociaż ręka by mu zdrętwiała, czy coś innego na tej reklamie. Ale nie oni są szczęśliwi.
Mi dla komfortu termicznego wystaje tylko twarz ze śpiwora.
Wyglądam jak na tym słynnym zdjęciu Śp Tomasz Mackiewicz jak mu zrobili zdjęcie gdy się uśmiecha otulony w śpiwór albo inną kurtkę, kilka dni przed śmiercią.
Przynajmniej jest ciepło i nie budziłem się w nocy przez zimne stopy. Jak to wielokrotnie na wycieczkach się zdarzało.
Rozglądam się dookoła i widzę że na zewnętrznej warstwie namiotu nie ma lodu.
To dobrze buty będzie się milej wkładało. A i przemoczone nogawki spodni nie będą takie sztywne.
Z rozmyślania wyciąga mnie nie daleki głos kolegi.
-WSTAWAJ TY LENIU ŚMIERDZĄCY JUŻ JEST ÓSMA!!!!
Znam te sztuczki. Na początku się na nie nabierałem.
Raz mnie tak porobił że wstałem o 5.40
Po kilku takich razach powiedziałem że od dzisiaj to ja ustawiam w MOIM namiocie zegarek na budzenie na siódmą.
Budzik nie dzwonił w więc odpowiadam mu standardowe.
-SPIERDALAJ!!!
Ale wstać trzeba. Nie ma rady.
Kolega jak zawsze jest szybszy. Po chwili wychodzi z namiotu.
Słyszę jak wyciąga śpiwór z środka i rozkłada go na namiocie aby go przewietrzyć.
Słychać jak rozkłada garnki.
TY TO MASZ PECHA ZNÓW ZŁAPAŁEŚ KAPCIA!!!

To jest jego drugi prawie standardowy tekst, jak chce abym znów nie zasnął w namiocie.
Tylko z niego wylazł.
Ubierając bluzę zastanawiam się co mu odpowiedzieć.
Ale spierdalaj już było.
Chuj Ci w dupę, jest zbyt sugestywne bo jesteśmy tylko we dwójkę.
Chyba ty, nie pasuje i jest takie gimnazjalne. Choć czasem się przydaje.
Nic nie odpowiadam mam pustkę w głowie. Ale obiecuje sobie że coś podczas jazdy wymyślę na odpowiedź następnego dnia.
Zakładam jeszcze skarpety. I otwieram namiot.
Lepiej się ubiera spodnie na stojąco niż leżąco. No i buty stoją w przedsionku.
Zawsze przed założeniem ich, wytrzepuje je, porządnie aby sprawdzić czy nic w nich nie ma.
Robię tak zawsze w pustynnych krajach. Od kiedy parę lat temu pod namiotem znajomego zagnieździł się skorpion i przez całą noc próbował przeciąć podłogę. A przynajmniej mocno szurał.
W butach nic nie ma jak zawsze. Może zbyt śmierdzą?
Głośno rozmyślam..
Wącham je wsadzając nos do środka wysokich butów, stoję na zewnątrz namiotu. Zastanawiam się czemu żadne skorpiony nie chcą wleźć do mojego buta.
W końcu zaczynam go zakładać na nogę. Obracam głowę w stronę kolegi a on patrzy się na mnie i ma taką minę jak wtedy gdy zobaczył jak jego dwu letnia córka maże we własnej kupie palcem i się temu zaciekawiona przygląda.

Ubrany idę do mojego motocykla aby zlać trochę bęzyny ze zbiornika.
Tankuję kuchenkę. Przy okazji rzucam okiem na koła.
Tak jak myślałem. Ściemniał
Czasem rozpalenia tej cholernie starej niemieckiej kuchenki zajmuje sporo czasu.
Kiedyś byłem w jakimś muzeum wojskowości. Tam mieli wystawę broni i sprzętu wojskowego od maczugi aż do myśliwce. Znalazłem za szkłem taką kuchenkę tylko że nowszy model. Podpis brzmiał:
STANDARDOWE WYPOSAŻENIE NIEMIECKIEGO ŻOŁNIERZA, PRZED PRZYSTĄPIENIEM NIEMIEC ZACHODNICH DO NATO.

Jak jest problem z rozpaleniem to krzyczę ZNOWU NIE CHCE DZIAŁAĆ!!
Kolega już standardowo odpowiada.
TO PRZECZYŚĆ DYSZĘ!
Mam wrażenie że dla niego remedium na każdą awarie to PRZECZYŚĆ DYSZĘ.
Ostatnio jak jechaliśmy motorowerami do Rumunii. A ta PADLINA HA TFU na Ogara 200 nie chciała zbytnio jechać to potrafił czyścić dyszę po 20!! razy DZIENNIE twierdząc że się cały czas zapycha.
Czyszczę tą cholerną dyszę. Zakręcam korek.Leje więcej bęzyny na kuchenkę niż zazwyczaj.
Ustawiam ja na równym. Podpalam benzynę którą ocieka ta kuchenka.
Gdy płomień gaśnie odkręcam zawór i podkładam ogień pod główną dyszę.
PALI SIĘ.
Choć pluje kulkami ognia.
Gdy się rozgrzeje, powietrze w okuł niej zaczyna specyficznie wibrować.
Taka mała kuchenka a gotuje 2 litry wody w 5 minut.
Niemcy kiedyś to mieli jednak łeb.
Idę do bagaży po kubek i kawę.
Kawa się skończyła. Ale mam miejscową kapuczinę.
Wsypuje 2 opakowania do kubka. Pytam się kolegi czy tez nie chce. Potakująco kiwa głową.
Chyba najlepszą rzecz biwakową jaką mam ze sobą to ten kubek.
Jest cały z metalu pokryty emalią. Ma pojemność chyba 0,7L I nie jest termiczny.
Dostałem go na urodziny od koleżanek.
Pamiętam jak kilka tygodni po opisywanym poranku, pewna piękna Rosjanka w motelu, chciała mi go usilnie umyć. Zaproponowała to gdy się spotkaliśmy na korytarzu. Zaciągnęła mnie do kuchni spojrzała na bok a tam jakiś gość siedział. Mina jej trochę zrzedła.
Trzymam ten kubek w ręce ona chwyta niby za kubek a tak naprawdę za moją rękę. Dłonie miała delikatne i zimne, skóra cienka jak pergamin, dotykasz takiej i masz wrażenie że przypadkowo ją połamiesz mocniejszym uściskiem, takie delikatnie i kobiece jak cała ona. Jakże inne od moich gruboskórnych spękanych dłoni, na których jeszcze rany od zimna się nie wygoiły.
Trzyma mnie za rękę, anielsko się uśmiecha i patrząc się mi w oczy mówi że wymyje mi ten kubek bo jest brudny.
Ja wyciągam dłoń i kubek z pod jej dłoni i uśmiechając się mówię że sam sobie go umyje, jest mi autentycznie głupio że ktoś będzie mi usługiwał.
Ona znów chwyta mnie za dłoń i próbuje delikatnie zabrać mi ten kubek. Mówi że ona to zrobi lepiej i pokaże mi jak dobrze się myje kubek i czym.
Ja delikatnie wyciągam moją dłoń z jej i zabieram naczynie. Po czym mówię do niej że jednak sam dam radę, odwracam się do zlewu i zaczynam go szorować.
Uśmiechając się mówię że zachowuje się jak moja mama.
Ona na to że nie jak mama tylko żona…..
Po czym pyta się mnie czy mam żonę.
Odpowiadam że nie.
A dzieci?
Nie.
A dlaczego nie masz żony i czy chciał byś mieć?
Odwracam się od niej myje ten kubek i mówię że nie.
Nie chciało mi się jej tłumaczyć że tak ale to wymaga czasu poznania się przemyśleń itp. Po za tym z jedną kobieta tak z inną nie.
Nie umiem praktycznie w ogóle mówić po Rosyjsku a więc staram się mówić jak najprościej i mało tłumaczyć dlatego czasem mówię coś innego niż myślę byle by się nie zagłębiać w temat.
Ona jeszcze jakiś czas się uśmiecha. Mówi że powinienem sobie koniecznie znaleźć żonę. A Rosjanki są takie piękne.
Odchodzi.
Znałem ją od dwóch dni była recepcjonistką nie sprzątaczką.
Kończę myć kubek wycieram go. A do mnie podchodzi ten dwudziestoletni Rosjanin co siedział w kuchni i mówi coś w stylu.
„Piękna dziewczyna chłopie masz szczęście, atakuj”
Wtedy się zastanawiałem o co mu chodzi.

To co się wydarzyło dotarło do mnie dopiero po kilku dniach. Może ona rzeczywiście chciała mi umyć tylko kubek bo naprawdę był brudny, a tylko mój wyposzczony umysł za daleko się zagalopował w domysłach. Ale najwyraźniej ten Rosjanin tez to tak odebrał, jak ja kilka dni później.
Ciężko to stwierdzić dzisiaj.

Ale wracając do Mongolii i mojego ulubionego kubka.
Dzięki temu że nie był termiczny można było ugrzać ręce gdy jest zimno, a i napój szybko się studzi. Nie cierpię bardzo gorących napojów.
Bo nie da się ich pić. A przecież po to robię herbatę/kawę że chce mi się pić. A nie po to aby się na to patrzeć jak na reklamie.
Na śniadanie otwieram jakąś Rosyjską puszkę z rybą. Na początku mnie brzydziły.
Bo kto normalny kroi rybę w dzwonki razem z płetwami i kręgosłupem i ośćmi po czym wkłada to do puszki i zalewa marynatą.
Z ryby w puszcze powinny być tylko filety przynajmnie tak wtedy myślałem, dobrze że chociaż ją wypatroszyli i głów nie wrzucają do puszki, myślałem sobie na początku.
Okazało się że płetwy i kręgosłup ca całkiem miękkie i miło chrupią w zębach. Czymś musieli je zmiękczyć. Pewnie octem.
Tak sobie rozmyślam przegryzając kręgosłup.
Czasem mamy też chleb. Oni go nazywają Rosyjski taki sześcian z foremki. Częściej jest do wyboru coś w rodzaju podpłomyka.
A jak do tego zdarzy się że mamy jeszcze czosnek i cebulę to błogość smakowa całkowita.
Cebulę i czosnek dodawaliśmy do wszystkiego co się dało.
Próbowałem dodawać cytrynę do kawy ale nie. Tego się nie da pić.
Ulubionym daniem kolegi były pomidory z cebula w śmietanie.
Ciężko było dostać śmietanę, w dodatku to się robiło wieczorem i nad wodą. Bo trzeba było czasu i dużo wody do mycia naczyń.
Pakujemy się. I ubieramy stosownie do pogody.
Przy motocyklach nic nie musimy robić bo zawsze po zatrzymaniu się na nocleg,
najpierw rozbijamy namioty a następnie serwisujemy maszyny.
Serwis prawie zawsze ogranicza się do smarowania łańcucha.
Wyruszamy do prędzej ustalonego miejsca docelowego.
Od kilku dni jest to Miasto Ałtaj

#podroze #mpetrumnigrum #motocykle