Ślepnąc od kurzu. cz.11

Jak już wspominałem jezioro jest dobrym celem.
Wyróżnia się na mapie, ma zachęcający kolor i dużo obiecuje.
Rzeczywistość zazwyczaj rozczarowuje a przynajmniej ta z Mongolii.
Zjechaliśmy z pagórków i dotarliśmy do kolejnej wioski. Aby się zaopatrzyć w produkty umożliwiające dalszą jazdę. Nie pamiętam dokładnie w którym miejscu na mapie byliśmy, natomiast zapadło mi w pamięci to że w sklepie były produkty Polskie. Zazwyczaj przetwory warzywne w słoikach i soki w butelkach. Jak się później okazało produktów Polskich jest spora ilość w prawie każdym ze sklepów.
Udaliśmy się w stronę dużego jeziora które było widać z wioski. Powoli się przyzwyczajałem do tego że jak coś widać w oddali to jest do tego co najmniej 50km.
W Polsce na płaskim terenie widać maksymalnie na 6-7km. Myślę że wszystko rozchodzi się o wilgotność powietrza. Tego dnia wiatr był bardziej silny niż na co dzień.
Chmury wyglądały tak że w Polsce spodziewał bym się za chwilę porządnych opadów deszczu. Lecz tam zwiastują tylko brak słońca i silniejsze wiatry. Wiatry które hulają po otwartej przestrzeni i nic ich nie zatrzymuje, a na ziemi drobny piasek i miałki żwir.

Mongolskie zbiorniki wodne najbardziej przypominają mi rozlewiska po wiosennych roztopach, które znajduje się na środku pola które zostało zaorane rok prędzej.
Jest płasko, jest ziemia i ani jednej najmniejszej roślinki, nagle zaczyna się woda. Od tak po prostu. Te jeziora nie mają nic wspulnego z europejskimi zbiornikami.
W końcu dotarliśmy do tego jeziora. A raczej do ogrodzenia tego jeziora.
Zatrzymaliśmy się na styku nie dokończonego grodzenia i rzeczki wpadającej do tego jeziora. Jak się okazało miejsce bardzo dogodne gdyż rzeka miała stabilny brzeg w porównaniu do podmokłego i brzegu jeziora.

Od jeziora mocno śmierdziało. Zalatywało szambem. Czyli ryby miały tarło.
Wiatr się zmagał. W oddali ujrzeliśmy że ktoś ma porozstawiane wigwamy i jurty a obok stoi kilka land cruiser-ów.
Za sprawą kurzu widoczność spadła do 200 metrów. Kończyliśmy rozbijać namioty w płytkich korytach po roztopowych rzek.
Ale i tak trzeba było szukać jak największych kamieni aby do nich przymocować linki odciągów i obkopywać ziemią boki namiotów.

Rano po pyle i wietrze nie było śladów. Natomiast znaleźli się między innymi ludzie z potężnymi obiektywami osadzonymi na aparatach, stojący wzdłuż ogrodzenia jeziora.
Kończyliśmy śniadanie gdy podszedł do nas jeden z tych ludzi którzy nie fotografowali.
Nie chciał się z nami napić podłej niby Niemieckiej herbaty którą kupiliśmy na miejscu. Może wiedział że ten napój to lipa a może już pił.
Gość okazał się Mongołem i organizatorem objazdowej wycieczki kilkunastodniowej robionej dla ornitologów z całego świata.
Okazało się że to jezioro to jakiś park chroniący występujące podobno tylko tutaj jakieś gatunki ptaków.
Ptaki mają gody gdyż ryby w jeziorze maja tarło.
A fotografowie to miłośnicy robienia zdjęć ptakom i za taką wycieczkę płacą od 15 do 28 tys zł.

Organizator wycieczki zapytał się nas co nam się podoba w Mongolii?
To było jedyne pytanie jakie zapamiętałem z jego monologu.
Kolega powiedział że jemu się podoba otwarta przestrzeń i możliwość jazdy prawie wszędzie motocyklem enduro.
W sumie był to jedyny plus tego kraju jaki w tamtym momencie ja także dostrzegałem.
Nasz rozmówca się zapalił i zaczął chwalić swój kraj w tym powiedział że tu jest WOLNOŚĆ.
Człowiek jest wolny i może iść gdzie chce.
Rozejrzałem się dookoła i rzeczywiście musiałem przyznać mu rację. Idziesz gdzie chcesz.
Tylko co z tego że idziesz gdzie chcesz, jak do najbliższej wioski jest 1,5 dnia marszu dla początkującego piechura.
A do następnej wioski masz 200km i jest to normalna odległość w Mongolii.
A po drodze żadnego schronienia żadnej rzeki żadnego jeziora. Nawet trawy nie ma. Wszystko musisz mieć ze sobą. Bo inaczej umrzesz.
A najlepsze że przez te 6 dni jeśli będziesz przemieszczał się śladami gminnymi pomiędzy wioskami to możesz nie spotkać żadnego samochodu ani jurty.
To nie jest kraj dla średnio zaawansowanych piechurów. A rowerzyści powinni bardzo dokładnie dobierać trasę.
Natomiast jest to dobry kraj do terenowej jazdy motocyklami i samochodami terenowymi. Drogi sobie sam ustalasz jeśli Tobie się tak podoba. Możesz jechać w każdym kierunku prawie w każdym miejscu jakie się tobie ubzdura. Ale musisz umieć radzić sobie z awariami swojego pojazdu.
Raz kolegę nawigatora, wzięła fantazja i pojechaliśmy przed siebie prosto jak oczy poniosły. Przejechaliśmy 60 km i raz znaleźliśmy się obok ukrytej jurty, hodowcy owiec i jego dużych psów. Po drodze parę razy musieliśmy kluczyć i szukać drogi gdyż niektóre pagórki i uskoki uniemożliwiały jazdę. jednak jazda na azymut nie przysparzała prawie żadnych problemów.
Po pożegnaniu się ruszyliśmy dalej.
Obierając za punkt docelowy kolejne jezioro oddalone o kilkaset kilometrów.
#motocykle #podroze #mpetrumnigrum

Na zdjęciu droga jakich wiele pomiędzy wioskami.