Wspomnienia z wyjazdu w góry Pamiru.

Specjaliści od dalekich wycieczek twierdzą że trzeba się wiele miesięcy prędzej przygotować aby pojechać gdzieś dalej. CZ1

Myślałem że wiele miesięcy wcześniej to trzy miesiące, w sumie dzięki temu że kobieta z biura wizowego została o godzinę dłużej w pracy to się wyrobiliśmy z odebraniem paszportów z przepustkami.

Wbrew pozorom najtrudniej dostać się do Rosji. My mieliśmy dodatkowo ten problem że chcieliśmy co najmniej czterokrotnie przekraczać granicę Rosyjską, przez trzy miesiące. Okazało się że tak się nie da.
Nie ma takich wiz dla turystów.
Jedyna wiza która to umożliwiała to była biznesowa całoroczna.
Ale żeby dostać wizę biznesową trzeba robić z Rosyjskimi firmami jakieś interesy. Twoja firma nawiązuje współpracę z firmą Rosyjską a Ty na miejscu uzgadniasz szczegóły, lub szukasz kontrahentów jako przedstawiciel handlowy, oczywiście musisz na podaniu napisać jaką trasą chcesz jechać, gdzie i w jakich hotelach się zatrzymywać i najlepiej mieć rezerwację w kilku hotelach.
I tu był mały problem, jednak problem do rozwiązania bo to Rosja a rosyjscy dyplomaci wystawiają odpowiednie papiery.
Dlatego w dniu wyjazdu gdy odbieraliśmy wizy oficjalnie zostaliśmy przedstawicielami firmy rolniczej. Nie żebym się kompletnie nie znał na rolnictwie.
Wiem na przykład że Ursus produkował ciągniki za komuny, wiem jak wygląda lucerna, potrafię odróżnić krowę od owieczki a i jeszcze wiem że bizon to nie tylko zwierze ale także kombajn.
To tak z grubsza mieliśmy stać się ekspertami od rolnictwa w trzy dni zanim nie przekroczymy granicy z Rosją.
Ruszyliśmy na wycieczkę, nasza droga prowadziła przez Ukrainę.
Na przejściu Polsko-Ukraińskim celnik zaczął pytać się o standardowe rzeczy.
Czy mamy: narkotyki, pistolety, papierosy, alkohol i noże.
Odpowiedzieliśmy
-Nie,nie,nie,nie,tak.
-Czyli co macie? Dopytywał celnik.
-No mamy noże.
-To pokażcie. Zażądał.
Ja wyciągnąłem mój zestaw obiadowy z łyżką i widelcem i tępym nożem do jedzenia schabowego, kolega pokazał scyzoryk o ostrzu całe 8cm.
-A to nie macie noży, mi chodziło o takie duże noże jak, (w tym momencie pokazał przedramię.)
-Nie, nie mamy takich.
Poszliśmy załatwiać dalsze papierki.
Po jakimś czasie zawołał mnie ten sam celnik.
-Mówiłeś że nie masz dużego noża, a co to jest?
Pokazał pałką na brudną od oleju butelkę po coli która przytroczona była na zewnątrz tobołów. Rzeczywiście nad naklejką wydać było jakąś drewnianą rękojeść.
Wyciągnąłem to coś z butelki i powiedziałem:
-To jest pędzel do smarowania łańcucha.
-No to w porządku. Odrzekł.
Pojechaliśmy w stronę Kijowa.
Droga na początku pusta z czasem stawała się bardziej obciążona. Naprawdę byłem zdziwiony na widok tak dobrej nawierzchni. Moje doświadczenia z roku poprzedzającego wyjazd nie były dość chym… pozytywne.
Parę miesięcy później już w Polsce dowiedziałem się że jechaliśmy specjalną drogą przygotowaną na Euro 2012.
Na wieczór zawitaliśmy w jakiejś opuszczonej wiosce gdzieś na uboczu. Nawet był sklep.
Kolega chciał kupić takie rybne koreczki. Pokazał na jedne. Kobieta przecząco pokiwała głową i powiedziała żeby tych nie kupował.
Znajomy wybrał inne.
Zaszyliśmy się na noc w lesie. Było tak sucho ze bałem się rozpalać ognisko, nawet igliwie jak się po nim chodziło to pękało jak gałązka.
Zaczęliśmy zjadać kolację.
Po spożyciu połowy opakowania koreczków rybnych, znajomy dał mi je do spróbowania, bo coś mu w smaku nie podchodziły.
Wyplułem je po kilku kęsach, były popsute. Data przydatności zamazana, A jak je znajomy kupował to były ciepłe mimo tego że zostały wyciągnięte z lodówki.
Życie.
Następnego dnia pojechaliśmy do Czarnobyla. I tak był prawie po drodze.
Okazało się że nie idzie się tam dostać ot tak, drogę zagrodził nam szlaban i jakieś budki oraz ludzie poubierani po wojskowemu.

Nawet nie podjeżdżaliśmy. Na najbliższej krzyżówce odbiliśmy w prawo.
A po chwili w lewo droga leśną prowadzącą do Czarnobyla.
Droga się skończyła a przeciskanie się po lesie zagrodziły nam głębokie rowy i zasieki pamiętające lata osiemdziesiąte.
Cofnęliśmy się do głównej drogi i znów próbowaliśmy znaleźć drogę do opuszczonego miasteczka.
I po kolei trafialiśmy na nielegalne wysypiska śmieci, cmentarz, zasieki.
W końcu postanowiliśmy że objedziemy to wszystko główniejszą szutrową drogą od drógiej strony.
Trafiliśmy na jakieś zamieszkałe baraki, następnie na działający tartak i jakieś kilka chałup. Krowy się pasły ,ziemia zaorana ziemniaczki rosną.
A to wszystko nie dalej jak kilka kilometrów w linii prostej od elektrowni.
W końcu po kilku godzinach poszukiwań się poddaliśmy i podjechaliśmy do głównego wjazdu.
A tam okazało się że nie można sobie ot tak wjechać do miasta. Trzeba wykupić bilet na wycieczkę zorganizowana w Kijowie.
No to się nam odwidziało.
Gdy tak staliśmy i przed szlabanem spotkaliśmy zorganizowana grupę Polaków z jakimiś napisami na koszulkach typu wyprawa na Ukrainę, Czarnobyl, skażenie po promienne itp.
-Dokąd jedziecie? Zapytał jeden z nich.
-A do Mongolii przez góry Pamiru. Powiedział znajomy.
Wtedy jeszcze mieliśmy taki plan, rzeczywistość kilkadziesiąt dni później go zweryfikowała.
-Łoo to My myśleliśmy że jesteśmy hardcory bo jedziemy do Czarnobyla samochodami.
-Chyba Ty tak myślałeś że jesteś hardcorem jadąc na Ukrainę. Jakiś gość z grupy zwrócił się do poprzednika.
Nie powiem zaśmiałem się tak jak całe to towarzystwo. Szpila była celna i dotkliwa.

Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania opuszczonego miasta i pojechaliśmy do Kijowa, notabene druga najbrzydsza stolica z krajów w których byłem. Ułan Bator dzierży nie podzielną palmę pierwszeństwa.
Po południu skierowaliśmy się na Przejście graniczne z Rosją.
Gdy pchaliśmy motocykle pod Rosyjski szlaban mówiłem do kolegi pamiętaj jesteś przedstawicielem firmy rolniczej i będziesz nawiązywał nowe kontakty na zakup maszyn itp.
Objuczone brudne motocykle maja nam zapewnić transport na pola aby zobaczyć jak sobie te rolnicze maszyny radzą a zbroje motocrossowe i nakolanniki zapewniają bezpieczeństwo. .
Na przejściu był mały ruch jednak celnicy się mocno ociągali.
Staliśmy już tak z godzinę a do nocy zostało z półtorej godziny.
Celnicy nie są nami nadal zainteresowani kontrolują jakieś samochody.
Po jakimś czasie wychodzi z budynku młody gość, jakiś cywil. Koszula na nim świetnie leży, dobrze dobrane spodnie buty wyczyszczone na wysoki połysk zegarek który raczej stanowi ozdobę niż jest potrzebny, dobra sylwetka.
Jednym słowem jakiś młody biznesmen.
Zagaduje nas po angielsku aby po chwili przejść na rosyjski.
Zabijamy czas oczekiwania tą rozmową która jest wesoła i normalna.
Gość zadaje standardowe pytania jak każdy Rosjanin dokąd jedziemy, po co aż tam, gdzie będziemy spać, czym się na co dzień zajmujemy że nas stać na takie wycieczki, jak wygląd nasza trasa przejazdu i wiele jeszcze dodatkowych pytań. Wszystko z uśmiechem na ustach.
W pewnym momencie mówi że chce zobaczyć nasze paszporty…..
Dziwny typ pomyślałem i spojrzałem się na kolegę. Stwierdziłem że gość nam nie ucieknie z dokumentami bo jesteśmy na przejściu granicznym otoczonym zasiekami i uzbrojonymi strażnikami.
Daliśmy mu te paszporty pewnie chciał sobie pooglądać pieczątki z innych przejść granicznych.
W pewnym momencie biznesmen zawołał kogoś.
Przyszedł jakiś gość z całą masa belek i gwiazdek na pagonach. Widać było duży szacunek lub przestrach starszego strażnika w stosunku do naszego nowego kolegi.
Biznesmen nam wręczył paszporty i powiedział.
-Wy Polacy to zawsze kombinujecie.
Kazał strażnikowi nas zabrać do budki aby zacząć uzupełniać papiery wjazdowe.
Przeszliśmy tą kontrole bardzo szybko.
Gdy już wyjeżdżałem z granicy musiałem w ostatniej budce oddać taki świstek. Wtedy nadwyrężyłem ścięgna w dłoni, gdy trzymając papier w dwóch palcach pozostałymi wcisnąłem sprzęgło. Dłoń przestała boleć dopiero po 3 miesiącach.
Rozbiliśmy się z 2 kilometry od przejścia, starając się nie używać latarek aby pogranicznicy nas nie zauważyli i nie wzięli za przemytników.
-Ale nas rozegrał. Stwierdził kolega, wspominając biznesmena.
-To prawda i po co ja czytałem przed wyjazdem o tej wialni w kombajnie? Dodałem
Ale byliśmy już w Rosji a to był nasz pośredni cel.
#motocykle #mpetrumnigrum #podroze