W nawiązaniu do wczorajszej historii o Dagestanie.

Gdy Ahmed wrócił Ładą Nivą z moimi kolegami (jakiś czas po przejeździe tej ciężarówki). Okazało się że jeden był tak pijany że po otwarciu drzwi wypadł z samochodu. Drugi się w miarę trzymał.
Ahmed (jak się później okazało) był z nich najbardziej trzeźwy.
Miałem nadzieję że sobie pojadą zostawiając nas w spokoju i będę mógł iść spać.
Jednak nie mieli jeszcze dość „goszczenia przybyszów z Polski”.
Rozmowa zeszła na motocykle i zapytali się ile mój motocykl wyciągnie.
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą że maks to 140km/h. A oni powiedzieli że Niva ma na liczniku 200 i wyciąga 200km/h.
Bardzo mocno nie dowierzałem im jakoby Niva osiągała zawrotne i magiczne 200.
Po dłuższej rozmowie stwierdzili że chcą mój nr telefonu. Wyciągnąłem telefon podałem in nr. Polski i powiedziałem że często tutaj nie działa, bo tak było w rzeczywistości.
Ahmed najpierw wyśmiał mój telefon (zwykły z klawiszami za 200zł) a potem stwierdził że KONIECZNIE MUSZĘ Z NIM JECHAĆ do niego i on da mi smartfon i miejscową kartę telefoniczną w prezencie.
Mówiłem że to za drogi prezent że w Polsce się takich nie daje itp. A wszystko po części dla tego aby nie jeździć z pijanym muzułmaninem samochodem.
Ostatnią deską ratunku aby nie wsiadać z pijanym za kółkiem, było to że koledzy przecież zostaną sami i nie mogę ich tak zostawić.
Kamil od razu się zadeklarował że on zostanie z nimi.
Byli nie ustępliwi jak dwie śniade nomadki na targowisku gdzieś w Polsce, gdy przydybią łatwy cel do okradzenia albo powróżenia mu z ręki.

W końcu uległem i wsiadłem do samochodu. Pierwsze co zrobiłem to zacząłem zapinać pasy bezpieczeństwa. A oni zareagowali jak bym obraził im matki i znieważył córki.
Zaczęli mówić wzburzonym głosem żeby pasów nie zapinać.
A więc ruszyliśmy.
Powiem wam że jestem pełen podziwu dla zawieszenia Łady NIVY z prędkością 20km/h wjeżdżaliśmy w dziury głębokie do połowy koła a ja bez pasów ani razu nie przywaliłem głową w sufit.
Lecz po chwili gdy wyjechaliśmy na główny wioskowy szuter, Ahmed się do mnie obrócił i powiedział.

-A teraz pokaże tobie że moja NiVA pojedzie 200km/h.
Moje myśli zaczęły bardzo szybko pracować i myśleć co zrobić aby go powstrzymać przed tak zabójczym pomysłem.
Szybko w głowie szukałem słowa po Rosyjsku które by jednocześnie stanowiło zaprzeczenie i nie zadowolenie z jego pomysłu.
Jedyne co mi przyszło do głowy to:
-200 nie nada. (chyba zrozumiał to jako „200 nie da rady”)
-Nada nada. odpowiedział z uśmiechem i dalej przyspieszał.

Mieliśmy już 130km/h na szutrowej dziurawej drodze.
Szybko zacząłem mówić bez ładu i składu słowa Rosyjskie, które poznałem na tej wycieczce i plątać je z Polskimi. W końcu kierowca z wyrazem twarzy „co ty kurwa pierdolisz” obrócił głowę w moją stronę z i próbował mnie zrozumieć. Dzięki temu wychodziłem na kompletnego idiotę ale plan zadziałał bo zwolniliśmy do 100km/h on zapomniał że miał jechać 200 i zaczął się zastanawiać co ja mu chciałem przekazać.
Po niedługim czasie skręciliśmy na jakieś wysoko ogrodzone podwórko.
Na dużym podwórku w kącie stało BMW x5 z popsutym zawieszeniem. Niedaleko stała duża motorówka (z popsutym jednym silnikiem) ale taka obdrapana bez wyciągarki która służyła właścicielowi do połowu ryby i z tego się utrzymywał. W szopie podobno miał Phaetona. A więc wypas maszynę.
I ze słowami „idziemy poszukać tego telefonu” poszliśmy do jakiegoś obskurnego budyneczku który po części służył za chłodnie i po części jak się za chwilę okazało za dom mieszkalny.
Weszliśmy najpierw do kuchni a tam jego żona z jego córką zmywały naczynia.
Pan domu zaprowadził mnie do pokoju obok o wymiarach 3*4m w którym usiadłem na kanapie obok jego siedemnastoletniego syna.
Ściany były nie równe, glina wygładzana ręką to była podstawa budowlana tego budynku, sufit posiadał takie wgłębienia w kształcie półwalców na łączeniach tychże montowano kiepsko okrzesane pnie drzewa o 15 centymetrowej średnicy jako konstrukcje podtrzymującą gliniany dach.
Podłoga nie równa grubo pokryta dywanami.
A więc siedzę na kanapie obok młodego Ahmeda który jest rozwalony na niej jak Pan na włościach bawi się najnowszym wielkim smartfonem, patrzę na super duży nowy telewizor a przede mną niska ława do podawania posiłków.
Nie wiem co ze sobą zrobić bo pan domu powiedział że idzie szukać telefonu do jeszcze mniejszego pokoju obok.

Siedzę oglądam krzątające się kobiety w kuchni w telewizji program kulinarny (którego obrazów nie powstydziła by się największa telewizja kulinarna z Francji) prosto z Moskwy. Mam dysonans poznawczy.
To wszystko wydało mi się takie odrealnione. Gość ma najdroższego VW i drogie BMW najbardziej wypasiony telewizor jaki widziałem w Rosji a pływa na jakiejś rozpadającej się motorówce bez wyciągarki do sieci, chałupa to tak naprawdę gliniana lepianka z 2 pokojami i wychodkiem na dworze.
Zastanawiałem się nad mentalnością tutejszych ludzi gdy z tego rozmyślania wyrwała mnie córka Achmeda która podeszła z tacą do stolika uklękła pochyliła głowę spuszczając lekko wzrok w podłogę i z uśmiechem na twarzy położyła na ławie zaparzoną herbatę. Po paru chwilach powróciła i przyniosła coś na przekąskę.
Jakże była inna od swojego butnego brata który prawdopodobnie był hołubiony od dzieciństwa.
Ładna cicha i skromna nastolatka z chustą przykrywającą włosy.
Po pewnym czasie Pan domu zawołał żonę I dopytywał się o telefon, gdzie jest schowany bo nie może znaleźć.
A synowi polecił porozmawiać ze mną po Angielsku. I wtedy okazało się że syn nie umie nic po angielsku.
Próbował coś tam pisać za pomocą tłumacza z google ale mu nie wychodziło może dla tego że ja praktycznie także nie znam tego języka.
Skończyło się na tym że ojciec zaczął go wyśmiewać i mu dogryzać z powodu tego że angielskiego uczy się 3 lata a nie potrafi się porozumieć.
W końcu interweniowała matka przerwała szyderstwa męża i zaczęła ze mną rozmawiać po Rosyjsku.
Okazało się że to jest ta osoba z którą mimo bariery językowej bardzo łatwo się rozumiem. Rozmawialiśmy ja po polsku i kilka słów po Rosyjsku a ona po Rosyjsku, lecz tak dobierała słowa i ich zamienniki abym rozumiał.
W końcu do Pana domu zadzwonił telefon. On przyszedł powiedział że nie może znaleźć (po dwóch godzinach autentycznego szukania) telefonu ale da mi 2 butelki przedniego miejscowego oficjalnego koniaku i nóż.
Koniak wyglądał zacnie i miał banderole a nóż był odpustowy za 15zł. Miał wypalone na ostrzu jakieś spajdermeny i inne pająki.
Pan domu powiedział że pogranicznicy dzwonili i że na chwilę musimy podjechać na ichnią bazę.

Ale to już opiszę być może jutro.

#motocykle #podroze #mpetrumnigrum