Ślady ich przejściacz.8
Po dwóch dniach jazdy po wyjeżdżonych szutrach, skręciliśmy w stronę jeziora.
DO którego mieliśmy na oko 15km. Okazało się że kolejny pacjent na to oko umarł.
Po 50km widzieliśmy już tafle jeziora i jednocześnie wjechaliśmy do Parku Narodowego Gobi. Nawigacja pokazywała że stoimy w środku wielkiej głębi wody.
Tylko że pod naszymi nogami była zaschnięta glina i koleiny.
Upieraliśmy się jak lepiej dojechać do tego błękitu. Ja byłem zdania że lepiej od prawej strony czyli od strony kilku jurt. Bo oni muszą mieć drogę do wody. Kolega się upierał że pojedzie prosto i potem z lewej strony.
Charaktery mamy podobne i śmiesznie to jest przez pierwsze 20 dni jazdy. Potem zaczynamy warczeć na siebie jeśli chodzi o wybór dróg i następuje odwilż gdy już uzgadniamy że dosyć wałęsania się i wracamy do domu.
A więc każdy pojechał swoją trasą aby dotrzeć do wody i na końcu tryumfować pokazując temu drugiemu że jego miejscówka nad wodą jest lepsza.
Gdy zmierzałem do jurt mówiłem sobie pod nosem. Na pewno na tym jeziorze jest pomost. Przecież w każdym kraju nad jeziorem jest pomost.
No i plaża przecież nad każdym jeziorem jest plaża.
A więc rozbiję się na plaży obok pomostu z którego będę skakał do wody kąpiąc się ile wlezie. W końcu od 3 dni się nie myłem. A on Będzie stał z drógiej strony i nie będzie mógł się dostać do wody.
W końcu zawróci i pojedzie do mnie. A po drodze ugrzęźnie w błocie HA dobrze mu tak.
A nie czekaj lepiej aby nie grzązł w błocie bo będę musiał mu pomóc.
Lepiej żeby normalnie przyjechał do mnie. Tak zdecydowanie.
Kończyłem rozmyślania mijając jurty.
Przejechałem te kilka sztuk patrząc w lewo za drogą na plażę. Nie zauważyłem
Zawróciłem i znów wyglądałem za drogą nad wodę.
Nie było.
Woda była drogi nie.
stwierdziłem że w końcu mam motocykl enduro to pojadę na przełaj w stronę tafli jeziora.
Szybko stepową roślinność zastąpiła ostra trawa. Przebijająca jeansy.
Ale w końcu mam motocykl enduro.
Po chwili ta trawa rosła na takich podwyższeniach z ziemi. Zacząłem lawirować między nimi na pół sprzęgle.
Do trawy dołączyły takie krzaczki wyglądające jak żarnowiec miotlasty tylko grubszy.
Jazda była już bardzo trudna. W końcu gdy było to bardziej przeciskanie się a nie jazda, odwróciłem głowę. Od jurt odjechałem dobre 3km a wody nadal przede-mną nie było.
Zasadniczo wody już w ogolę nie było. NIGDZIE.
No kurwa Mongolska odmiana fatamorgany.
Poddałem się i zawróciłem dojechałem na początek jurt aby poczekać na kolegę. Znów zobaczyłem wodę w tym jeziorze.
Po pewnym czasie wrócił kolega. Zły że z nim nie pojechałem.
Zapytałem się czy dojechał do wody. Powiedział że próbował ale mu się nie udało.
Spojrzeliśmy na nawigację jeszcze raz i okazało się znów to samo że od kilku km stoimy w wodzie. Przynajmniej mapa tak mówiła.
Przejechaliśmy przez jurtowisko i pojechaliśmy dalej drogą zaznaczoną jak nasza gminna w stronę parku narodowego.
Do następnej wioski mieliśmy około 160-200km. Po Mongolskiej drodze gminnej.
W rzeczywistości jest to linia wyznaczona na mapie która nie zawsze pokrywa się z wyjeżdżonymi śladami.
Na noc zatrzymaliśmy się kilkanaście kilometrów od wydm.
Z rana postanowiliśmy wymienić opony na terenowe w motocyklach.
Wstaliśmy o 7.00 wypiliśmy kapucine. Odbyliśmy poranną toaletę.
Za wymianę opon zabraliśmy się o 9.00. Odwiedzili nas miejscowi pasterze lecz nie chcieli się napić kapucziny. Na pierwszy ogień poszedł motocykl kolegi. Przód poszedł łatwo w 2 godziny się uwinęliśmy.
Natomiast tył po wymianie opony i po zamontowaniu i napompowaniu dętki nie trzymał powietrza. Dobrze że mieliśmy elektryczną pompkę z kolekcji Biedronka 2007.
To jeszcze raz wymontowaliśmy koło wyciągnęliśmy dętkę.
W czterech miejscach ją przecięliśmy podczas montażu. Zacząłem ją łatać.
Ale to nic kolega miał zapasową. Niestety ta tez nie trzymała powietrza miała odpadający wentyl.
Ale to nic ja też miałem dętkę. Szkoda że nie chciało mi się jej sprawdzić przed wyjazdem. Miała 3 dziury.
Cytując klasyka z wykop.pl
Opona jest na flaku samochody nas mijają, żar leje się z nieba a nam się skończyła woda a w asistans nikt telefonu nie odbiera.
Ale wracając do rzeczywistości nikt nas nie mijał prócz tych dwóch na motocyklach. Staliśmy pośrodku niczego u podnóża wydm a woda rzeczywiście skończyła się w południe. Lecz humory nas nie opuszczały.
Chyba ja tym razem przeciąłem koledze dętkę podczas montażu.
Teraz zacząłem już ciąć łatki na dwie części.
A wydawało mi się że 20 łatek to wystarczająca ilość na cały wyjazd. Zużyliśmy 15 w ciągu kilku godzin.
Fakt znajomy miał ale tak stare że można je było wbijać w drewno za pomocą młotka.
Gdy minęła szesnasta skończyliśmy z jednym motocyklem, postanowiliśmy że w moim motocyklu nie będziemy wymieniać opon na terenowe bo chciało nam się pić a wody nie było. Ruszyliśmy w stronę wydm.
Kilka zdjęć na wydmach jak z obrazka i ruszyliśmy dalej kierując się do najbliższej wioski oddalonej o 80km.
Niestety okazało się że droga gminna wiedzie przez te wydmy. Pisząc przez wydmy nie mam na myśli że droga wiodła szutrem pomiędzy wydmami.
Droga wiodła po głębokim piachu i wydmach . Jak na obrazkach z rajdu Paryż-Dakar.
Stanąłem na początku gdzie jeszcze można było znaleźć kamień pod podnóżki.
Kolega jako że miał opony terenowe pojechał zobaczyć czy da się po tym jechać. Choć były ślady samochodu z napędem na 4 koła.
A więc kolega ruszył ujechał całe 10 metrów i się wywalił. Pomogłem podnieść maszynę.
Kolega ruszył, jedzie!!!
Włączył drugi bieg, jedzie miota nim jak szatan spódnicą nimfomanki.ALE JEDZIE.
Leży. Już nie jedzie.
Jednak ujechał całe 300 metrów.
Czekam czy będzie się ruszał.
Rusza się wstaje. Usiłuje podnieść motocykl.
Przy czwartej próbie mu się to udaje.
Odpala maszynę, znów jedzie. Znika za wydmą.
Słychać tylko silnik pracujący na najwyższych obrotach.
Po 10 minutach nie słychać już żadnego silnika, cisza.
Idę w jego stronę.
Zaczynam przeklinać jego i jego wybór drogi. „on zawsze musi się wpakować tam gdzie najtrudniej, nigdy nie wie kiedy odpuścić. Kurwaaaa przecież mam opony szutrowe i motocykl wraz zemną i bagażami waży 340kg.
Jak ja przez to przejadę?
Idę dalej w głąb wydm.
Stwierdzam że pierdole tą jego trasę i zawracam. Do przejścia do motocykla został mi kilometr. Idzie się ciężko. Jestem zdeterminowany aby obrać inną drogę. Mały problem polega na tym że mam sucho w ustach i ani kropli wody w bagażach. Najbliższa wioska jest oddalona o 45km ale leży za wydmami a inna ze sklepem co najmniej 250km. W dodatku nie wiem czy starczy paliwa.

Na zdjęciu Nocleg przed wydmami i miejsce wymiany opon.
#podroze #mpetrumnigrum #motocykle