-Przepraszam.Gdzie mogę wymienić Mongolską walutę? Zagadałem do dwóch podejrzanych typów siedzących w Wołdze.
-Ile masz tej waluty? Zapytał kierowca, czyli ten większy uśmiechnął się nie szczerze i pokazując przy tym swoje złote zęby.
-100 000 mongołów odpowiedziałem. Zaniżając sumę co najmniej dwa razy.
-To jesteś w DUPIE, najlepiej będzie jak sobie tym tyłek podetrzesz. Nigdzie tego szajsu nie wymienisz. Zakończył rozmowę złoty Ruski. CZ 25

Tak byliśmy w dupie. Po przekroczeniu granicy od razu szukaliśmy kantoru.
Kantoru nie było, o dziwo nie było też ludzi wymieniających walutę.
Pojechaliśmy do najbliższego miasta. Tam spotkałem tych dwóch w samochodzie.
W tym mieście kantoru także nie było.
Lecz dostaliśmy kilka informacji od miejscowych. Jedni mówili że może w banku wymienią, inni żebyśmy spróbowali w hali targowej, tam handlują Mongołowie. Może oni się zamienia.
Cóż było robić, poszukaliśmy kwatery dochodziła osiemnasta. Kwatera była drewnianą starą chałupą w której podłoga mówiła że ma już dość i chce przejść na emeryturę do kotłowni.
Recepcjonistką był młoda Kazaska muzułmanka. Do tej pory nie wiem czy Stalin ich tak pomieszał czy kiedyś zajmowali tak potężne tereny.
Notabene nie była osamotniona w tym mieście, połowa ludzi miała pochodzenie mongoloidalne, natomiast na wsiach ta rasa dominowała.
Korzystanie z łazienki było specyficzne, człowiek czuł się jak na trampolinie i zastanawiał się czy nie spadnie na grunt. Pod podłogą prysznica chyba w ogóle nie było desek gdyż podłoga się dość mocno zapadała a i zimna była jak cholera.
Rano udało nam się dostać do banku.
W tym przybytku powiedzieli nam dokładnie to samo co złoty Ruski.
Postanowiliśmy udać się do hali. Pod halą zagadaliśmy jednego handlarza. On nas przekierował do pewnej Mongołki. Osoba ta handlowała rzeczami ściągniętymi z Mongolii. Ja wymieniłem walutę i kupiłem od niej herbatę.
Herbatę tą kupiłem ponieważ była w formie sprasowanej kostki (ach te książki o Indianach) o wymiarach 3cm gruba 15cm szeroka i 30cm długa. Kostka była tak mocno sprasowana że w Polsce trzeba ją było ciąć piłą do drewna.
Nie wiem ile ton użyli nacisku w prasie ale deski sosnowe znacznie łatwiej się piłowało.
Kurs walut u handlarki była nie wiele gorszy niż w kantorze . Znajomy stwierdził że jednak ma za mało pamiątek z Mongolii (nie wiem gdzie on to pomieścił) i dokupił jeszcze jakiś pierdół dla wujka babci dziadka od strony prababci chomika.
Wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Po drodze zaczęły pojawiać się drzewa. Najpierw przy rzece a później także w innych miejscach.
Byłem tak zachwycony tą miłą zmianą że robiłem mnóstwo zdjęć, czyli z dziesięć. Ale nie ma się co dziwić gdyż widoki były naprawdę ciekawe.
Gdy się oddaliliśmy od granicy zauważyłem pewną zależność. Mianowicie tam gdzie jest na tyle dużo roślin aby przez cały rok wyżywić zwierzęta i nie trzeba się przenosić tam jest już Rosja. Natomiast tam gdzie zamiast domu musisz mieć przenośną jurtę jest Kazachstan/Mongolia.
Główna droga asfaltowa wywarła na nas spore wrażenie po wiecznej tarce Mongolskiej połączonej z brakiem jakichkolwiek dróg. Asfalt był perfekcyjny i świeży. W sumie nie robiło nam to wielkiej różnicy bo i tak jechaliśmy na kostkach.
Plusem było to że mogliśmy się rozglądać bez obawy pogięcia felg na dziurach.

A było się za czym rozglądać. Góry Ałtaju Rosyjskiego są nie porównywalnie ładniejsze niż ich odpowiedniki w Mongolii. Może dlatego że w dolinach rośnie trawa u podnóży często płynie rzeka otoczona lasem a szczyty są znacznie wyższe i pokryte śniegiem.
Jednym słowem są kolorystyczne kontrasty w odróżnieniu od państwa Chinghis Khana. Gdzie szarość kontrastowała z szarością i po takim opatrzeniu się odcieni, spokojnie można konkurować z kobietami w kłótniach czy jednak ten kolor to jest jasna kawa o poranku czy jednak jasna kawa poobiednia.
Rozbiliśmy się na małej łące w jednej z wielu dolin. Gdyby nie to że 200 metrów za nami był asfalt to biwak był by idealny. Trawa przystrzyżona przez krowy i owce, wartki strumyk płynie tuż przy namiotach, nie ma owadów ale są drzewa i krzaki. IDEAŁ
W sumie zdarzały nam się później podobne biwaki ale kontrast dni poprzednich już minął.
Następnego dnia kolega stwierdził że nudno tak tylko jechać po asfalcie. Odbijmy na jakąś drogę gruntową biegnącą po szczytach. Zamiast drogi wybrał szlak…
Choć muszę przyznać że ten szlak był wyjeżdżony przez Urale? Z napędem 6X6.
Nie lubię ostrych podjazdów, zawsze się boję że przednie koło oderwie mi się od podłoża na takim podjeździe. Kilka razy koło się podrywało a podjazdów stromych tez było kilka. W końcu dotarliśmy na szczyt i jechaliśmy po grzbietach jakąś drogą.
W pewnym momencie kałuże i błoto były tak głębokie że mieliśmy problem z przejechaniem tej pułapki.
Droga doprowadziła nas do zrębu. Następnie odbiliśmy w dół już nauczeni omijaliśmy kałuże. Dojechaliśmy do małej kopalni żwiru i skierowaliśmy się do doliny. Nie wiem jakimi pojazdami dojeżdżali do tej kopalni ale nachylenie drogi oraz woda z opadów spowodowała taki stan nawierzchni że zatrzymała gościa w podniesionym Terano II który jechał od strony doliny. Rosjanin zapytał się jak daleko jeszcze do kopalni, gdy usłyszał że 2km to stwierdził że jednak pójdzie z buta.
Wróciliśmy na asfalt. Po drodze zahaczając o chyba ichnie Zakopane. Gdyż miejsc noclegowych i jadłodajni było sporo.
Wieczorem zatrzymaliśmy się już w Nowosybirsku.
Zaczęliśmy szukać noclegu. Google mapy często kłamią, (podpowiedź) szkolnym internacie nie można nocować.
Następna była lisia nora tak się nazywała. Stanąłem przed jednym z komunistycznych bloków takich samych jak u nas, wejście zamknięte na blaszane drzwi z kodem. Zapytałem się jednej Rosjanki wychodzącej z bloku gdzie jest ten motel. Ona mi pokazała guzik od domofonu.
Zaskoczenie było spore bo spodziewałem się jakiegoś sporego mieszkania przerobionego na motel. Korytarz prowadził w dół. Okazało się że przerobili komórki lokatorskie/piwnice na motel. Czyli ciemny tunel po bokach pokoje na 6-8 osób i zero okien.
Mogłem się domyśleć po tej nazwie, lisia nora.
W sumie właścicielka była ruda pewnie stąd ta nazwa.

Postanowiliśmy pojechać do PRAWDZIWYCH hoteli. Wielkie, nowoczesne w centrum miasta, same place przed nimi do podjeżdżania limuzynami miały po kilka hektarów.
Hole z recepcjami zajmowały kilkanaście lisich nor. Więc wchodzę ja cały na brudno i zarośnięty.
Recepcjonista był profesjonalistom.
-Przepraszam czy znalazł by się jakiś pokój dla dwóch ludzi na jedną noc?
Zlustrował mnie od butów do głowy. Buty wojskowe uwalone w błocie i kurzu. Na sobie mam wojskową przeciw deszczówkę uwaloną w błocie, tłuste włosy i potargana broda dopełniała całości.
-Niestety nic nie mamy. Odpowiedział po sekundzie
-NIC? Dopytywałem zdumiony.
-Nic wszystko zajęte.Odpowiedział.
Wychodząc przyjrzałem się budynkowi. Nie wiem czy w naszym kraju są tak wielkie hotele jak ten. Przecież musiał mieć co najmniej 700 pokoi jeżeli nie ponad 1000.
Obok stał kolejny tylko ciut mniejszy.
Wszedłem razem z parą z Japonii. Ich obsługiwała recepcjonistka obok.
-Przepraszam czy znalazł by się pokój dla dwóch ludzi na jedną noc? Zapytałem.
-Nie. Wszystko zarezerwowane. Odpowiedział recepcjonista.
Japończycy poszli do windy jadącej na wyższe piętra. A ja wróciłem do motocykli.
Kolega właśnie się użerał z jakimś zaropiałym i opuchniętym menelem.
Gość zaczął nam pokazywać swoją opuchniętą poranioną nogę, zainfekowaną jakimś patogenem.
Przy okazji chodził bez butów na nogach miał jakieś szmaty.
Dałem mu kilka rubli bo był nie ustępliwy a ja nie mogłem porozmawiać ze znajomym w spokoju.
Pojechaliśmy do następnego motelu.
Ciężko go było znaleźć gdyż wejście było do piwnicy w starej kamienicy. Znów jakaś borsucza nora bez okien.
Gdy tak staliśmy na chodniku. Podszedł do nas miejscowy który zapytał się czy może pomóc. Przedstawiliśmy problemy logistyczne w postaci hotelu. Gość pomógł podzwonił do różnych hoteli i znalazł dość blisko jeden. Zaprowadził nas tam.
W poprzednim dniu ustaliliśmy że w Nowosybirsku wsiądziemy w pociąg wraz z motocyklami i pojedziemy do Moskwy. Nie chciało nam się już zbytnio jechać na kołach poprzez bagna, lasy, nie użytki i sporadyczne pola.
Zagadaliśmy do naszego przewodnika. Obiecał że rano będzie na nas czekał o 9.00 i będzie wiedział jak się przetransportować do Moskwy pociągiem.
Następnego dnia czekał na nas w umówionym miejscu i dowiedzieliśmy się że z motocykli trzeba pospuszczać benzynę i oleje. Pociąg towarowy będzie odjeżdżał za godzinę. A osobowy o 17:00.
Dojedziemy do Moskwy za 2,5 dnia a motocykle za 5 dni.
Bardzo podziękowaliśmy Rosjaninowi na pamiątkę wręczyłem mu pieniążek 2zł. Ucieszył się, wszyscy zachwycają się jego złotą otoczką. Odebrał dziewczynę z borsuczej nory i pojechał do domu.
Szybko wyliczyliśmy koszty i czas. Okazało się że taki przejazd pociągami wyniesie nas więcej na głowę o 200-300zł niż jak byśmy pojechali na kołach. W dodatku nie znamy języka więc ciężko się będzie dogadać i benzynę oraz olej trzeba gdzieś będzie spuścić. Nie mieliśmy w co.
A potem nie wiadomo gdzie w Moskwie mamy szukać bęzyny i oleju do motocykla.
Wygrała łatwiejszą opcja.
Wsiedliśmy na maszyny odpaliliśmy i ruszyliśmy ku mieście Putina.
#motocykle #mpetrumnigrum #podroze