Postanowiłam się pochwalić, co kocham i czego nie znoszę w Portugalii. Ot tak, może ktoś planuje wyjazd to czegoś się dowie. A jak nie, to po prostu będzie #atencyjnyrozowypasek i #ciekawostki
Zaznaczam, że jest to WYŁĄCZNIE moja opinia, a przymusu na zgadzanie się z nią nie ma. W Portugalii mieszkam z przerwami od 4 lat. Trafiłam do niej kompletnie przez przypadek. Jeśli ktoś jest czegoś ciekawy, to zapraszam do pytań. Nie obiecuję, ale postaram się odpowiedzieć. Poza polityką, bo w to się kompletnie nie wtrącam.

Co uwielbiam w Portugalii.

1. Ludzi. Tacy radośni, otwarci, ciekawi, mili. Zazwyczaj uśmiechnięci, bardzo pomocni. Kiedyś potrzebowałam pomocy i jedna z kompletnie mi obcych osób zapytała co się dzieje. Po przedstawieniu sytuacji nie tylko próbowała mi pomóc, ale po chwili powiedziała „łajt hiyer” i zniknęła. Wróciła z ośmioma innymi osobami, które próbowały mi pomóc.
2. Na południu kraju, myślę że można obejść się bez grubej kurtki, wystarczy co najwyżej wiatrówka. Na północy – kurtka zimowa obowiązkowa, ale przyjemnie jest chodzić w lutym w lekkiej bluzie.
3. Desery. Portugalczycy nie mają sobie równych w pieczeniu. To, ile wkładają w to serca, delikatności, ostrożności i cierpliwości może zadziwić niejednego cukiernika lub fana słodkości. Jeśli kiedykolwiek będziesz w Portugalii – polecam Pão de Deus i koniecznie Ovos Moles.
4. Brak pośpiechu. Cecha, która jest jednocześnie wspaniała i doprowadzająca do szału (przynajmniej mnie) W Portugalii ma się wrażenie, że chodzi o spędzanie razem czasu, a nie o picie i jedzenie. Po prostu o bycie ze sobą.
5. Coś dla potencjalnych Erasmusów: Rozmowa z wykładowcami. Z początku strasznie dziwne było zwracanie się tytułem i imieniem do wykładowcy. U nas popularna jest „panie doktorze/panie profesorze” lub „mam ten przedmiot z profesorem X”. Ja miałam bardzo dziwną sytuację w 2014 roku, kiedy została zmieniona sala wykładów. Na pół po angielsku, na pół po portugalsku próbowałam dogadać się z kimkolwiek, gdzie jest ten wykładowca z tą grupą. Mówiąc „poszukuję profesora X od przedmiotu Y” nie uzyskałam pomocy. Dopiero potem dowiedziałam się, że powinnam powiedzieć, że szukam „Profesora João/ Roberto/Antonio/Andre/Any/Marii itd itd”. Po prostu – tytuł i imię, a nie nazwisko. Mogę powiedzieć, że tworzy naprawdę ciekawą i bliżą więź z wykładowcą. Jest mniejszy dystans.
6. Widoki. Portugalia to nieskończość piękna – gór, pagórków, oceanów, architektury. Nawet w najbrzydszym miejscu znajdziesz coś, co odbierze dech z zachwytu.
7. Ceny. Faktycznie koszty życia w Porto czy w Lizbonie są dość wysokie, ale na północy gdzie mieszkam w kolejnym już mieście, nie mogę powiedzieć że ceny są wysokie. Portugalczycy są przeciwnego zdania, jednak ja uważam, że koszt 30 euro za prąd (dwa miesiące) w grudniu w okresie świątecznym (zapalone lampki 24/7 plus ładowarki, komputery itd) nie jest to wiele. Zważywszy na to, że zwykle koszt zużycia w Polsce, nawet przez jedną osobę jest wyższy. Żywność jest dość droga, podobnie jak odzież.
8. Nawet z barierą językową – dogadasz się. Zwłaszcza w urzędach, marketach, aptekach i placówkach pocztowych. Na migi też się da dogadać. Na onomatopeję także (sprawdzałam)
9. Pomarańcze – rosną chyba w każdym ogródku. Przepiękny widok.

Czego nie znoszę w Portugalii.

1. Wspomnianego wyżej braku pośpiechu. Każdy lubi poleniuchować albo wyznaje zasadę „śpiesz się powoli” jednak portugalska tradycja w tym, mnie Polkę, doprowadza do szału. Potrzebujesz coś pilnie załatwić? Nooo to może jutro albo potem? Albo w ogóle kiedy indziej? Ale cooo się pan/i przejmuje? Najwyżej się świat skończy i wszystko zawali, no to co? Spoookooojnie.
Kiedyś po takim dniu, mocno sfrustrowana załatwieniem dosłownie niczego (co w Polsce załatwiłabym w ciągu godziny lub dwóch) zapytałam znajomego „a jak się rodzi dziecko i natychmiast trzeba jechać do szpitala, to też się tak zachowujecie, że jest czas i zdążycie?!” Z rozbrajającą powagą mi odpowiedział „to zależy, ale chyba nie”. CHYBA. No super.
2. Zimy. Jak ktoś mówi że w Portugalii nie jest zimo w zimie, to po prostu w niej nigdy nie był. Rzeczywiście nad oceaem zimy są dość łagodne i ciepłe (dla statystycznego Polaka), ale inaczej się na to patrzy, gdy okazuje się że nie ma ogrzewania. Bo częstonie ma. Portugalia nie jest Hiszpanią i nie jest tak gorącym krajem, jak uważają sami Portugalczycy (uważają też że dla 3 miesięcy zimy nie ma sensu robić tych ogrzewań). Standardem utrzymywania ciepła są podwójne okna i farelki. Jedne niewiele dają, a drugie są ogromnym obciążeniem dla domowego budżetu, gdyż są niewiarygodnie prądożerne. Jeśli wybierasz się do Portugalii w zimie – weź ze dwa grube polary, koc i termofor. Nie żartuję. W listopadzie są nieraz warunki do surfowania, ale za dwa tygodnie będziesz marzyć o polskiej zimie, bez względu na to jak zimna jest. Portugalska zima nie jest zimna. Jest mokra i chłodna, ale ten chłód wykańcza i przenika do szpiku kości. Dopiero od jakoś 2016 roku ludzie decydują się na montaże gazowych piecyków lub opalanych olejem opałowym czy wykorzystujące ropę/benzynę. Portugalczycy mieszkający w domach, zwykle wynajmują pokoje Erasmusom i turystom (w miastach studenckich często jest ich jedyne źródło dochodu), ale jeżeli nie czują takiej potrzeby, to wielu Portugalczyków finansowo nie stać na ogrzewanie zimą całego domu. Zwykle więc jest to jeden lub dwa kominki w głównych częsciach domu, gdzie przebywają domownicy, jak salon czy kuchnia.
3. Lekkomyślności związanej z brakiem pośpiechu. Portugalczycy uważają, że wytłumaczenie „nooo tak wyszło” w sytuacji wręcz życia i śmierci jest odpowiednim i satysfakcjonującym. Czasami od tego zależy być albo nie być i tłumaczenie „no tak wyszło, rozumiesz przecież” nie sprawia, że rozumiesz i czujesz się lepiej.
4. Picia. Portugalczycy piją dużo. Może nawet zbliżoną ilość co do Polaków. Tak – stawiają na trunki winiarskie i likierowe, ale i bimber potrafią pędzić. Dobry i mocny jak sto diabłów. Osobiście bardzo mi przeszkadza to z czym spotykałam się w barach, to to że barmani także piją z klientami. Nawet więcej – zdarzyło się, że to barman polewał sobie i klientowi na jego rachunek i wypijali po kilka kieliszków razem.
5. Portugalskiej kuchni. Niestety, ale jest to kuchnia trochę przeplatana, na zmianę lekkim potrawami aż po te ciężkie i ociekające wręcz tłuszczem. Osobiście mi nie pasuje portugalska kuchnia, ale to się rzadko zdarza, bo każdy obcokrajowiec, który jej kosztował jest nią zachwycony.
6. Język – portugalski jest trudny. Tym bardziej jeżeli język polski czy angielski są tak różne od portugalskiego. Jeżeli znasz francuski lub włoski – dogadacie się po portugalsku. Jeżeli znasz hiszpański – też. Jednak nie liczyłabym na angielski za bardzo, więc chcąc nie chcąc, trzeba się tego portugalskiego nauczyć chociaż trochę. Nawet jak planuje sę tam być tylko przez miesiąc czy pół roku.
7. Ryby, świeże owoce i warzywa w marketach – nie poleciłabym ich kupowania w marketach. W Polsce także mamy działy rybne i zazwyczaj zapach na nich jest typowo „rybny” (soli i świeżości) tak w Portugalii, czasami zapach jest trudny do zniesienia. Bynajmniej z zapachu świeżości. Czasami mam wrażenie, że warzywa i owoce leżą chyba tak długo, dopóki się nie sprzedadzą. Kiedyś w markecie byłam świadkiem awantury pomiędzy turystką lub studentką na wymianie a pracownikiem sklepu. Dziewczyna zgłosiła, że na dziale z warzywami coś gnije i jest dużo much. Poszłam zobaczyć. Larwy zalęgły się w gnijących ziemniakach. Lepiej pofatygować się i iść na targ i tam kupić świeże warzywa i owoce.
8. Albo pod górę, albo z góry. Inaczej to się nie da.
9.Portugalczycy są bardzo wrażliwi na określenie, że są podobni do Hiszpanów. Chyba reagują gorzej niż Polak który słyszy, że Polska jest w Europie wschodniej. Gestykulacja, ton głosu przepełnony emocjami i zwyczajnie głośny – potrafi być bardzo męczące.
10. Spóźnianie się wręcz patologiczne i informowanie o ważnych sprawach zbyt późno.

No, to chyba tyle 🙂

#portugalia #podroze #podrozujzwykopem #atencja #poradadnia #rozowypasek #zagranico