Pod koniec lata skoczyliśmy na Warmię na dosłownie 3-4 dni. Mega zaskoczenie. Oczywiście pozytywne. I nie chodzi tutaj o piękne lasy, wielość jezior, ciszę, bo to było oczywiste przed wyjazdem. Bardziej chodzi mi o walory rozrywkowe, których na Warmii nie brakuje.

Po prostu jechaliśmy sobie jakąś drogą, przez totalne zadupie. Nagle patrzymy – masa aut zaparkowanych pod stodołą i jakieś brzdąkanie. Parkujemy, idziemy w kierunku muzyki, a tam koncert muzyki kubańskiej, gra t na żywo rzecz jasna przez 4. Kubańczyków. Zdaje się, że córka pochodząca z tej wsi wyszła wiele lat temu za Kubańczyka i zamieszkali tutaj. Dobra, ale ja nie o tym xD Okazało się, że tam jest restauracja. Kilkanaście stolików rozstawionych w różnych miejscach. Kilka dań na krzyż, ale fajne, regionalne, smaczne. Koncert trwał kilka ładnych godzin, wszyscy naprawdę fajnie się bawili. Można było nawet kupić płytę tego zespołu.

I to tylko jedna z nieoczywistych atrakcji. Oprócz tego 2x byliśmy w Camp Spa (spa w lesie pod gołym niebem), 2x odwiedziliśmy knajpę w pobliskiej stodole, ale wszystko zrobione bardziej na ranczo i „posiadłość” – po prostu z klimatem. Udało się też odwiedzić Kwaśne Jabłko czyli kolebkę polskiego cydru i wiele innych niesamowitych miejsc, o których pewnie w Polsce wie ułamek osób.

Zasadniczo tamten lockdown letni miał swoje plusy – pół Polski i tak jako tako działało więc można było fajnie poznać Warmię, Podlasie czy Lubuskie.

#polska #warmia #wies #podroze