Odrobinę bliżej ciepła cz 7.

Ruszyliśmy do parku narodowego Gobi.
Czym dalej od stolicy tym asfalt był gorszy. Doszło do tego że wszyscy zaczęli jechać jak i gdzie im się podobało byle nie po asfalcie. Na początku się im dziwiłem ale po jakimś czasie sam zjechałem na pół pustynie
Na pierwszy postój wypadł w miejscu po jurcie gdzieś daleko od głównego szlaku.
Nieświadomie stanęliśmy akurat obok całej metropolii Chomiczaków Mongolskich.
To jest niesamowite co te małe gryzonie wyczyniają.
Pogonie.
Bójki
Orgie
Bitwy
Przymierza
Wolna miłość.
Nawet ludzkie przysłowia się tam sprawdzały „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”
A to wszystko na powierzchni mieszkania w bloku.
Kilka godzin później wyprzedziliśmy jakiś obcokrajowców na chińskich Mustangach 5 od firmy Shinrey. Czyli Rometowskich odpowiednikach Rometa ADV 150.
Po czym poznać że to obcokrajowcy jadą na motocyklach w Mongolii?
Mają normalne najtańsze kaski a nie budowlane lub ich brak.
Nie są ubrani w tradycyjne stroje.

Spaliśmy gdzieś na stepie. Lubiłem wieczory ponieważ zazwyczaj wieczorami przestawało wiać.
A w tym kraju potrafi wiać.
Ma się wrażenie że lekki wiatr 5km/h wieje gdy jest spokojnie.
Pokuszę się o stwierdzenie że mocniejszy wiatr powyżej 30km/h także wieje co najmniej przez godzinę dziennie ale zazwyczaj więcej. Bywały takie dni że miejsce na namiot trzeba było długo szukać aby się za czymś schować przed wiatrem a i tak zazwyczaj niewiele to dawało wtedy namiot trzeba było stawiać we 2 osoby.

Następnego dnia znów mijaliśmy na trasie tych samych obcokrajowców.
O dziwo po obiedzie w jakiejś restauracji. Podjechał do nas jeden z tych motocyklistów.
Z zapytaniem czy dobre jedzenie tutaj dają.
Kierowcą była kobieta z zachodniej Europy.
Rozmowa się rozkręciła.
Okazało się że w Ułan Bator siedziała już kilka miesięcy na wolontariacie. Niedawno wraz z kolegą? Wypożyczyła motocykle i pojechała pozwiedzać kraj Chingis Khana.
Najlepsze było to że jechała od 5 dni i od tylu dni uczy się prowadzić motocykl.
Stwierdziła że jest to na tyle fajne że jak wróci do swojego kraju to zrobi prawo jazdy na jednoślady.
Nie wiem czy mieli namiot ale opowiadała że spali w jakiś dziwnych miejscach. Opuszczonych domach, przedsionkach i w jakimś małym pomieszczeniu.
Zapytała się czy to normalne że kiepsko jej się zmienia biegi. I że na postoju nie może wrzucić luzu.
Okazało się że sprzęgło ciągnie a dźwignia zmiany biegów ma straszne luzy. Dociągnięcie jej śruby mocującej nic nie zmieniło.
Podczas próby naprawy dźwigni zaczął coś machać rękami jeden z Mongołów przyglądającym się nam, sprawiał wrażenie upośledzonego.
Obok stał jego trochę bardziej rozgarnięty kolega i ten pokazywał abyśmy tego lewarka nie naprawiali tylko poszli z nim. Zaprowadził mnie do sklepu z częściami do motocykli.
Kilka firm produkuje te motocykle jednak wychodzi na to że znaczną ilość części mają wspólne. Sprzedawca w sklepie odsłonił wielką skrzynię która wypełniona była nowymi dźwigniami od zamiany biegów.
Kosztowała całe 7zł.
Po powrocie miejscowy który mnie zaprowadził do sklepu domagał się gotówki, trochę mnie to zdziwiło. Dałem mu z 5zł w przeliczeniu na zł. Po czym podszedł upośledzony i też chciał pieniądze. Pokazałem mu tego co się oddalał. I na migi wytłumaczyłem mu że on ma dla niego kasę. Zabawną rzeczą były oddalające się krzyki dwóch Mongołów którzy próbowali sobie wyrwać pieniądze z ręki.
Myślałem że gorszych śrub niż o wytrzymałości 5.8 nie ma. Jednak nowa była z czegoś co przypominało aluminium i było równie lekkie.
Z pewnością był to TYTAN.
Gdy kolega skończył wymianę części, właścicielka się przejechała. Była bardzo zadowolona z efektów pracy. Rozstaliśmy się wieczorem.
Co mnie zdziwiło, przez te 2,5h ani razu nie szukał jej ten znajomy. Zapytana gdzie on jest odparła że gdzieś we wiosce w miejscu spania.
Zatrzymaliśmy się 3km za miasteczkiem (w rozumieniu Mongolskim, u nas była by to nieduża wioska.)
Podczas rozbijania namiotów przyjechał jakiś pasterz z córką. Córka zapytała się po Angielsku co my tu robimy. Wytłumaczyliśmy że chcemy przenocować w namiotach i rano jedziemy dalej.
Już przyzwyczailiśmy się do takich widoków.
My się rozbijamy a jakiś okoliczny hodowca przyjeżdżają i się patrzy czasem coś powie po ichniemu my odpowiemy po Rosyjsku tylko że oni nie rozmawiają w żadnym języku prócz Mongolskiego. Na początku się tym przejmowaliśmy i próbowaliśmy tłumaczyć że rozbijamy namioty aby się przespać i z rana pojechać dalej, ale to nic nie dawało.
Zresztą oni po kilkunastu kilkudziesięciu minutach sami odjeżdżali.
Wydaje mi się że są to hodowcy zwierząt którzy obawiają się konkurencyjnych wypasaczy bydła którzy zajęli by ich pustynne pastwiska.

#mpetrumnigrum #podroze #motocykle