Najgorszego w życiu sowieckiego wampira spotkałem w recepcji hotelu „Chołmsk” w Chołmsku ( #rosja ).

Jest majowy wieczór, godzina 22. Muszę znaleźć jakieś miejsce do spania, ale baza noclegowa na Sachalinie praktycznie nie istnieje. Trafiam do radzieckiego hotelu o typowej dla takich miejsc nazwie (po prostu „Chołmsk”, jak miasto). Nie mam wyboru. Jest późny wieczór, a najbliższe inne hotele znajdują się po drugiej stronie wyspy. Dosłownie – za górami, za lasami.

– Czego? – warczy na mnie recepcjonistka. Na oko daję jej 40, może 45 lat, ale z zachowania to typowe homo sovieticus. Mam już z takimi typami sporo doświadczeń i wiem, że to czasem złote kobiety, jeśli tylko odpowiednio je podejść.

– Czy są wolne pokoje? – pytam grzecznie.
– Nie ma.
– Dzwoniłem godzinę temu i były.
– Może są, ale drogie.
– Ile?
– 2500 [wówczas ok. 150-160 zł].
– Trudno, nie mam wyjścia. Poproszę.
– Nie widzi pan, że jestem zajęta?! Mam sporo gości i jeszcze pana mam przyjąć?!

Dębieję.

– No nie mam innego wyjścia, bo to ostatni hotel tutaj, jest po 22, a nie chcę spać na ulicy – tłumaczę.
– Jest jeszcze „Olimp”.
– Pytałem, nie przyjmują obcokrajowców.
– Bożeeee… No to ja nie wiem. Mam dużo pracy.
– To ja poczekam – mówię i siadam na fotelu w hotelowym lobby.

Czas mija spokojnie, łączę się z polskimi znajomymi na messengerze, a wampir z recepcji dzwoni do koleżanki. – Nataszka, mam tyle pracy, ojojoj – narzeka. – A co u ciebie słychać? Byłaś u fryzjera?

Pół godziny później wampir ciągle bacznie mi się przygląda. – Pan długo tu jeszcze będzie siedzieć? – wybucha w końcu.
– Aż mnie pani nie zarejestruje.
– Zaraz zamykamy!
– Na drzwiach jest napisane, że recepcja działa całodobowo.
– Ale zaraz zamykamy!
– Całodobowo to bez zamknięcia.

W końcu ulega. Z wielką łaską przyjmuje mój paszport i górę pieniędzy. I wtedy okazuje się, skąd ten cały foch: nie miałem wcześniej pojęcia, że rosyjskie hotele w celu rejestracji obcokrajowca muszą skopiować CAŁY jego paszport. Nie wizę, nie stronę ze zdjęciem, tylko wszystkie strony, nawet te puste. Cóż, ostatecznie to nie moja wina.

– Nie mógł wcześniej skserować paszportu? Przecież widzi, ile to zajmuje. Ja mam mnóstwo pracy – burczy pod nosem recepcjonistka.

Ostatecznie dostaję pokój na trzecim piętrze. Standard typowy dla postradzieckiego hotelu. Szafka, telewizor, mydełko na umywalce i zapach papierosów w komplecie. Internetu nie ma.

[Źródło zdjęcia: Zenitvk, portal kholmsk.ru]_

#podrozefilipa -> mój tag
#truestory #podroze #azja #turystyka #zalesie #heheszki