-Jak ja chciał bym spłynąć tą rzeką, chyba następna wycieczka na wschód to będzie spływ tratwą po rzece ale jednak OB bo jest mniej zaludniona.CZ 27

Mijaliśmy już góry Ural, zawsze staram się jechać jak najbliżej Kazachstanu gdyż wypiętrzenia są tam najniższe, dzięki temu jest cieplej.

Tego dnia na zatrzymaliśmy się po drodze, właśnie gdzieś po środku pasma gór Ural. Poszliśmy na obiad, a po obiedzie na pobliskie przydrożne stragany. Na jednym sprzedawali całą masę retort do pędzenia bimbru i trochę samowarów, na kolejnym jakieś rękodzieła a na ostatnim tylko noże.
Większość noży pochowanych w gablotach za szkłem. Tych ostrych narzędzi spokojnie było kilka tysięcy. Tak stoisko nie było małe.
Wtedy mi się przypomniało że ostatnio chciałem sobie kupić prawdziwy bagnet od kałacha z prawdziwym futerałem. W końcu nadarzyła się okazja, niestety nie widziałem takiego.
Zapytałem się sprzedawcy po Polsku o bagnet do od Ak-47 gość nie wiedział o co mi chodzi a więc powiedziałem że od kałacha.
Popatrzył na mnie dalej nie wiedział o co mi zbytnio chodzi.
W końcu poszedł na zaplecze i przyniósł czarnego kałacha.wręczył mi go. Moje zdumienie było wielkie, zacząłem się śmiać i pokazywać że ja potrzebuję to coś co jest pod lufą, wtedy zrozumiał zrozumiał niestety pośród tysięcy noży nie maiła dla mnie tego najważniejszego.
Ale głupio było nie wykorzystać okazji i poprzyglądać się temu co mi wręczył. Magazynek normalnie działał. Nacisnąłem spust nie działa.
Rosjanin powiedział że trzeba go przeładować tą wajchą z boku. Przeładowałem i spust zadziałał.
(to wcale nie jest instrukcja obsługi karabinka AK-47, informacja dla CBA)
Zapytałem się czy ten egzemplarz jest w pełni sprawny, sprzedawca powiedział że jak najbardziej.
Z ciekawości dopytałem ile za niego chce. Cena nie była wielka 1800zł.
-Fajna sprzęt ale nie przepuszczą mnie z nim przez granicę Rosyjsko-Łotewską. Powiedziałem
-Z kałasznikowem nie będą mieli odwagi cię zatrzymać. Odpowiedział sprzedawca i się zaśmiał.

Było już późne popołudnie gdy dojeżdżaliśmy do miasta Kazań. Zrobiliśmy zakupy zjedliśmy Rosyjskie pączki z ziemniakami lub innymi warzywami. I w drogę.
Po woli robiło się coraz bliżej dobranocki. Kolega jak zawsze nawigował, ruch był spory a droga nie najlepsza. Oddalaliśmy się od miasta, dochodziła dziewiętnasta gdy ja już poczułem zmęczenie. Zacząłem sam się rozglądać za miejscem pod nocleg. Wypatrzyłem jedno w miarę dobre miejsce gdzie był kawałek lasu i trochę nie użytków. Zatrąbiłem ale najwyraźniej nawigator nie słyszał.
Jechaliśmy dalej minęła dwudziesta, byłem coraz bardziej zły na kolegę że przepuścił już z dwie w miarę dobre miejscówki.
Chwilę przed dwudziestą pierwszą skręcił z głównego asfaltu w lewo na jakieś gruntowe zniszczone drogi. Ale mu nawrzucam myślałem, znów będziemy jak dnia poprzedniego spać przy krajówce prawdopodobnie w opuszczonym miejscu działania prostytutek.
A tyle w miarę spokojnych i cichych miejsc przejechaliśmy.
Droga gruntowa była mocno uszkodzona przez deszcze. Nie było drzew tylko jakieś sporadyczne krzaki i wysokie trawy, a na tym wszystkim pasły się krowy pilnowane przez pastucha.
Dojeżdżaliśmy do miejsc gdzie trawa była nieprzystrzyżona przez krowy.
Okazało się że stoimy na wysokim klifie pod nogami mamy króciutka trawę, a w dole na wyciągnięcie ręki płynie Wołga.
Szybko w myślach przeprosiłem kolegę za te moje nie zadowolenie z podejmowanych przez niego decyzji i na głos powiedziałem że w tak ładnym miejscu już dawno nie spałem i że kupię mu za to browara.
Z rana poszliśmy z bliska pooglądać rzekę i po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Moskwy.

Nocleg wypadł gdzieś nie daleko stolicy.
Na postoju rozmawialiśmy o dalszych planach, ja chciałem jak najszybciej przejechać obwodnicą Moskwy i jechać w stronę granicy z Łotwą, kolega argumentował że pewnie ostatni raz będzie w Moskwie i warto by było zobaczyć to miasto i zatrzymać się tam na jedną noc.
Przekonał mnie.
Dojazd do ścisłego centrum w godzinach przed szczytem zajął nam około 3 godziny. Trzeba pamiętać że motocyklem łatwo omija się korki i tylko światła blokują twoje przemieszczanie do przodu. A jak źle pojedziesz to zawsze możesz zgasić silnik i poprowadzić motocykl przez chwilę po chodniku.
Korzystaliśmy z tych patentów ile się dało. Mimo nawigacji czasem trzeba było także korzystać z chodników.
Gdy tak jechaliśmy przez Moskwę nie dowierzałem własnym oczom. Czystość dbałość o szczegóły, porządne elewacje, proste chodniki, brak dziur w jezdni, przemyślane rozwiązania architektoniczne, wielkość niektórych budynków, brak śmieci, polewaczki myjące i schładzające chodniki i ulice. Można by było jeszcze długo wymieniać.
Podsumowując jednym zdaniem MOSKWA to nie Rosja.

W końcu znaleźliśmy się pod upatrzonym na mapie motelem.
Problem polegał na tym że tego przybytku w tym miejscu nie było. W innym miejscu też mieliśmy kłopot.
Znaleźliśmy w internecie odpowiednie motel jeden z najtańszych i zrobiliśmy przelew na rezerwację.
Na miejscu okazało się że żadnego motelu/hotelu/gościnicy nie ma.
Jest zwykła kamienica usługowo handlowa z mieszkaniami.
Od podwórza jakiś tyły restauracji i parkingi a od drogi różnej maści usługowe lokale i co jakiś czas metalowe drzwi na kod aby wejść na klatki schodowe.
Żadnych banerów ani ogłoszeń o motelu nic.
Zacząłem się pytać ludzi którzy wyglądali na miejscowych gdzie może być ten nasz przybytek. Jedna z kobiet zaprowadziła mnie przed metalowe czerwone drzwi i powiedziała że być może tutaj.
Podziękowałem.
Rozejrzałem się nie było nawet najmniejszego znaku że za tymi drzwiami mieści się motel.
Poszedłem do kolegi.
-Słuchaj chyba nas porobili na kasę. Powiedziałem.
-Eeee na pewno nie, szukaj dalej zapytaj się innych ludzi.
Jako ten co znał 30 słów po Rosyjsku, a kolega tylko 25 zostałem wycieczkowym tłumaczem do spraw komunikacji z Rosjanami.
Poszedłem dalej szukać tego motelu. Kolejna osoba pokazała mi czerwone drzwi jako prawdopodobne miejsce motelu.
Domofon z numerkami jest ale bez żadnych napisów, drzwi zatrzaśnięte. Czekam…
W końcu z czerwonych drzwi wyszły jakieś turystki mówiące po angielsku. Uprzejmie przytrzymałem im drzwi i udając znudzenie wszedłem do środka. Drzwi się zamknęły a nie było w nich klamki.
Szedłem coraz wyżej w okropnie zniszczonej klatce schodowej. Gdy dotarłem na samą górę zobaczyłem że jakaś kobieta przechodzi z jednego mieszkania do drugiego.
Postanowiłem wejść do tego po lewej.
Pierwsza osoba jaką spotkałem wewnątrz nie zwróciła na mnie większej uwagi prócz przywitania się po angielsku.
Me obawy że bez ceremonialnie wbiłem się komuś do mieszkania prawie się ulotniły.
W ostatnim pokoju znalazłem recepcję.
Okazało się że jest to motel, jest dla nas pokój, z nie najgorszym wyposażeniem.
Zapytałem się dlaczego nie mają żadnego szyldu albo czegoś innego żeby człowiek wiedział iż tutaj jest motel.
Kobieta powiedziała że nie chcą ludzi z ulicy tylko tych z internetu.
Tak to była ona ta o delikatnych dłoniach i chcąca mi umyć kubek. Wspominałem o niej kilka stron temu.
Parkingu też nie było, powiedziała że na przeciwko na osiedlu możemy postawić motocykle. Dostałem kody do drzwi i poszedłem pogadać z kolegą.
Zatrzymaliśmy się na jedną noc. Nasze największe obawy wzbudzał otwarty parking osiedlowy na którym wcisnęliśmy motocykle. Za każdym wyjściem z motelu szliśmy oglądać czy z pojazdami wszystko w porządku. Obawa była tym większa że kolega nie miał nawet najgłupszego zabezpieczenia.

Poszliśmy zwiedzać, najpierw główną cerkiew a następnie okolice kremla.
Dzień był piękny, samochody poruszające się w centrum astronomicznie drogie tak samo jak jedzenie w barach i restauracjach.
-Patrz to Maybach, tam stoi na światłach
-Skąd wiesz? Zapytał kolega.
-Znam ten znaczek.
Wtedy kolega się krzywo na mnie spojrzał jak bym wciskał mu tanie kłamstwo.
-Nooo ze zdjęć. Dodałem po chwili.
-Wygląda jak dłuższa S klasa. Zauważył znajomy.
Tak Maybach to zasadniczo dłuższa S-klasa Mercedesa.
Wracając spotkaliśmy mikro korek przed światłami trzy Maybachy stały w rządku.
Tak często je spotykaliśmy że szybko się opatrzyły.
Gdy siedzieliśmy sobie pod murami kremla, trochę powyżej placu czerwonego zacząłem przyglądać się chińskiej wycieczce emerytów.
Chińczyków było bardzo dużo w centrum Moskwy. Ta grupa niczym się nie wyróżniała od pozostałych grup Państwa Środka.
Pamiętam że przewodnik chciał im zrobić grupowe zdjęcie. Staruszki dalej gadały i miały go w dupie. Zasadniczo nie było to gadanie tylko cygańskie krzyki.
Więc ten przewodnik zaczął na tych emerytów także krzyczeć. Nie wiem co im mówił ale dalej mieli go gdzieś.
W końcu zaczął brać każdego za barki i ręcznie przestawiać w miejsce które uznał za prawidłowe do zdjęcia.
Najlepsze było to że ci dość bez ceremonialnie przestawiani nic sobie z tego nie robili i….. dalej gadali i to tak głośno jak by znajdowali się na płycie lotniska ze startującym samolotem.
Zdjęcie zrobione grupa poszła.

Jakże inni są Ci ludzi od cichych, spokojnych i kulturalnych na zewnątrz Japończyków z którymi miałem do czynienia w Polsce.
Niby tak blisko siebie mieszkają a naród kompletnie inny.

Udaliśmy się do podziemnych sklepów znajdujących się przy murach kremla.
Niestety tylko ja się dostałem do środka bo kolegą zatrzymał na wejściu ochroniarz.
Wyglądaliśmy podobnie, podobnie zarośnięci białe twarze wojskowe buty. Na pewno nie przypominaliśmy ludzi z Gór Kaukazu.
Różnica polegała na tym że kolega miał spodnie moro.
Najwyraźniej to wystarczyło. Następnego dnia gdy zmienił się ochroniarz wpuścili nas bez problemu.
Gdy wracaliśmy do motelu ktoś nam wręczył reklamę jednej z restauracji, a na reklamie napisane że płacisz 30zł i jesz ile chcesz. Propozycja była kusząca bo byliśmy głodni a restauracja znajdowała się po drodze do miejsca naszego spania.
Przybytek prowadzony przez Uzbeków. Kelner naganiacz powiedział że opcja jesz ile chcesz za 30zł właśnie się skończyła bo dawali jeść tylko do osiemnastej a teraz jest osiemnasta i już zamknęli. Chodź widziałem jak jacyś turyści się na dole kręcili. No cóż spóźniliśmy się na jedzenia ale nie było problemu gdyż górna część jadłodajni dalej działała i mogliśmy sobie coś w niej zamówić.
Człowiek głodny, to zobaczyliśmy na menu… Zupa kosztowała 20-35zł. Stek 90-120zł.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy poszukać innej restauracji.
Kelner był nie pocieszony.
Z okolicznych poszukiwań nic nie wyszło i gdy przechodziliśmy znów obok naszej nie niedoszłej jadłodajni ten sam kelner zagadał nas i powiedział że jednak mu się pomyliło i część restauracji w której obowiązuje „jesz ile chcesz za 30zł”
jest otwarta jeszcze dwie godziny.
Alem mnie wkur… zdenerwował. Nie lubię takich cwaniaków.
Poszliśmy zobaczyć co oferują w dej podziemnej sali.
Odniosłem wrażenie że przynoszą wszystko tutaj co przez pół dnia nie zeszło u góry a specjalnie do tego miejsca robią jakieś tanie rzeczy. Jednak jedzenie stało na przyzwoitym poziomie. Znalazło się też Rosyjskie sushi. Jednym słowem za 30zł najedliśmy się i napiliśmy się.

Mieliśmy z rana już wyjeżdżać do domu. Znajomy jednak mnie namówił na jeszcze jeden dzień zwiedzania Moskwy.
Zaczęliśmy dzień od zwiedzenia muzeum Moskwy, nic zajmującego, nie polecam.
Następnie za pomocą metra (imponująca budowla) udaliśmy się do muzeum Gułagu. Jeśli te tematy kogoś interesują tak jak mnie to warto odwiedzić takie miejsce.
O tym jak ludzie trafiali do gułagów dość powściągliwie się tam mówi i pisze.
Raczej są to suche fakty kto kazał, ile ludzi wywieźli itp.
Bardziej jak to Rosjanie skupiają się na przeżyciach poszczególnych ludzi ale słusznie gdyż liczba kilkunastu-kilkudziesięciu milionów nikomu nie trafi do wyobraźni.
Świetnie zaplanowane i przemyślne muzeum. Najlepszą wystawą są chyba drzwi ściągnięte bezpośrednio z cel więziennych NKWD w z Łagrów.

W powrotnej drodze znów udaliśmy się na Plac czerwony gdyż miały się tam odbywać uroczystości jakiegoś ichniego święta.
Obejrzeliśmy na żywo rosyjskiego Martyniuka i Marylę Rodowicz.
Nic ciekawego.
Zakupiliśmy jeszcze pamiątki w jednym ze sklepów przy placu.
Pamiątki były sztampowe, tak jak sobie ludzie z zachodu wyobrażają Rosję.
A więc kupiłem zapalniczkę zrobioną na kształt pocisku AK-47. I jakieś breloczki.
Można było kupić czapki uszatki, koszulki z niedźwiedziami i Putinem. Jakieś flagi wyroby z brzozy jako niby rękodzieło. Różnej maści złote dewocjonalia jakieś prawosławne ikony itp. Najdroższe były szachy za 9 000zł. Zrobione z jakiś kości.
Następnie udaliśmy się do niedalekiego sklepu przy placu czerwonym. Ceny powalają zwykłe piwo 18zł. Ichnia dobra oranżada 15zł. Itp
Przy okazji oranżad i napojów bezalkoholowych, jakże niezwykłe bogactwo smaku i różnorodność. Poczynając od co najmniej 40-50 kwasów chlebowych a każdy ma inny smak kończąc na oranżadach i to tak smacznych o wielowarstwowym smaku że nasza Helena czy Amerykańska Pepsi i temu podobne produkty wydają się mono smakowe i takie kiepskie. (Najlepsze są chyba oranżady od firmy Bajkał Байкал jak będziecie kupowali to polecam tą co ma na naklejce rysunek igieł sosny i szyszki można je kupić w Polsce w internetowych sklepach ściągających produkty ze wschodu)
Znów odwiedziliśmy naszą podziemną restaurację.
Po obiado-kolacji udaliśmy się sprawdzić czy motocykle stoją tam gdzie je ostatnio widzieliśmy.
Motocykle były tylko powietrza w moim tylnym kole nie było.
Przejrzałem oponę nigdzie nie widziałem dziury ani żadnego gwoździa.
A to osiedlowe śmieszki, pomyślałem mocno nie zadowolony. Choć z dwojga złego lepiej stracić tak powietrze niż przebić oponę.
Napompowaliśmy oponę i poszliśmy spać.
Rano okazało się że powietrze nadal znajduje się dętce ruszyliśmy w stronę domu.
Czym Byliśmy dalej od Moskwy tym ruch robił się coraz mniejszy.
Natomiast pojawiły się przydrożne stoiska ze skórami zwierząt, jakimiś brzozowymi witkami i rożnej mści smarowidłami pozamykanymi w słoikach. A not tak były jeszcze miody, na każdym straganie na wschodzie musi być miód inaczej nie nazywa się straganem
Na niektórych straganach zobaczyłem też wypchane niedźwiedzie o ile duże niedźwiedzie nie wywoływały we mnie emocji o tyle miśowe maluszki nawet nie jednoroczne sprawiały że mocno posmutniałem. To tak jak by ktoś wypchał najsłodsze na świecie szczeniaczki. Tak wiem miekiszon ze mnie, ale taki widok mnie trochę zasmucił.
Zawsze gdy wyjeżdżam z Rosji i wjeżdżam do Łotwy doświadczam dysonansu poznawczego.
Człowiek przywykł do tego że cała Rosja prócz Moskwy jest byle jaka, budynki są zaniedbane chałupy na wsiach bardzo często stoją na słowo honoru. A jak się zapuścisz kilkadziesiąt kilometrów od głównej drogi to ukazuje się tobie żywy rozpadający się skansen, z czasem do tego przywykasz i dziwisz się jak zobaczysz jakąś nową chałupę.
I teraz wjeżdżasz na Łotwę, a tam miasta czasem zalatujące sowiecką myślą techniczną jedna solidnie pobudowane. Masa starych i porządnych budynków. Na wsiach solidne i dobrze utrzymane stare przedwojenne domy.
Ulice zadbane, krzaki przystrzyżone. Człowiek czuje się jak by wjechał do kompletnie innego świata..
Chałupy Niemieckie ale surowość ulic i miast Skandynawska. Trochę taka depresyjna przez tą swoją surowość.
tego dnia spaliśmy na Łotwie, następną noc spędziliśmy już na mazurach niedaleko Mikołajek.
Woda była cieplutka tylko znajomy przybity bo przez telefon żona robiła mu wyrzuty a on nie pozostawał dłużny.
Nasza wycieczka zakończyła się następnego dnia.

#motocykle #mpetrumnigrum #podroze