Hej mirasy poniżej wstawiam podsumowanie mojej #wyprawakajakowa #kajaki . Podsumowanie to będzie miało raczej formę wskazania punktów na mapie, w których byłem, gdzie spotkałem przeszkody lub gdzie się zaopatrzałem. Dodatkowo do części dni wkleję link z oddzielnego podsumowania dziennego (jak by kogoś interesowało), tam są też zdjęcia z danego dnia. Dla części dni nie było podsumowania ze względu na problemy z telefonem, więc dodam te podsumowania tu.
Wypraw rozpoczęła się w środę 05.08.2020, kiedy to wyruszyłem z domu do Radomia. Z stamtąd przesiadłem się w pociąg do Krakowa i po 19 byłem na miejscu. Z Krakowa planowałem z rana wyruszyć busem do Szczawnicy w Pieninach by tam zakupić kajak (w umówionej wypożyczalni). W krakowie przenocowałem w tanim hotelu, gdzie wraz z poznanym gościem dla lepszego snu wypiliśmy litr whisky xD… Z rana delikatnie wstawiony poszedłem na busa do Szczawnicy, Na miejsce dojechałem około 9. Po wybraniu kajaka, zapłaceniu i zrobieniu dodatkowych zakupów, wyruszyłem wraz z osobami wypożyczającymi na miejsce startu spływu w miejscowości Szwaby Wyżynne/ Sromowce Wyżynne.
Poniżej współrzędne różnych lokacji, które odwiedziłem. Jeśli mowa o przenoskach to są tu uwzględnione tylko przenoski architektoniczne ewentualnie duże bystrza/kaskady skalne. Przenosek spowodowanych przewalonymi drzewami itp. Nie uświadczyłem wcale.

Dzień 1: Trasa 57 km. Wystartowałem około 11:30 ze miejsca startu turystycznych spływach kajakowych do Szczawnicy. Cała trasa a szczególnie jej początek zachwycały pięknymi górskimi widokami oraz piękną naturą. Prąd na rzece był bardzo silny, dzięki czemu w stosunkowo krótkim czasie udało się przepłynąć dość dużą odległość. Mimo że dzień był bardzo pozytywny to zakończył się już bardzo źle gdyż przed nowym Sączem wpadłem w duże bystrze (przy elektrowni wodnej), gdzie straciłem wiosło, sporo prowiantu i mocno powyginałem kajak (co skutkowało drobnym pęknięciem). Ostatecznie interweniować musiała straż pożarna. Po akcji rozbiłem obóz niedaleko miejsca awarii i poszedłem spać od razu po rozbiciu namiotu, zmęczony i demotywowany.
Start: 49.405011, 20.369080
Miejsce wywroty : 49.597802, 20.657774
Obóz: 49.598762, 20.659613
Info o kraksie: https://www.wykop.pl/wpis/51223649/wyprawakajakowa-hej-dzis-bez-podsumowania-bo-jeste/

Dzień 2: Trasa 32 km To był dzień ogromnego spadku motywacji, spowodowanego kraksą dnia poprzedniego. Udało zdobyć mi się kawałek deski, która posłużyła mi jako wiosło prawie do końca dnia. Wystartowałem chwilę po 8, oczekując rozrzedzenia się mgły. Liczyłem że jeszcze uda znaleźć się zaginione wiosło, niestety moje poszukiwania były bez skuteczne. Po 9 dotarłem do Nowego Sącza, gdzie zacząłem dzwonić i chodzić po sklepach w celu zakupu nowego wiosła. Ostatecznie nie udało się znaleźć nic konkretnego i zdecydowałem się na dalszą podróż z deską. W miedzy czasie udało mi się dodzwonić do wypożyczalni kajaków za Jeziorem Czchowskim i umówić zakup wiosła. Dalsza droga za Nowym Sączem oraz przez jezioro Różnowskie byłą prawdziwą męczarnią, deską wiosłowało się niewygodnie i wolno. Mimo to po 17 udało się dopłynąć do Różnowa, gdzie właściciel tamtejszej wypożyczalni (polecam tą wypożyczalnie z całego serca) nie dość że sprzedał mi wiosło to jeszcze przewiózł kajak busem za tamę, do miejsca wodowania (a było ono znacząco oddalone). W między czasie w Różnowie kupiłem sobie obiad. Po 18 ruszyłem w stronę jeziora Czchowskiego , już z nowym wiosłem, które było o wiele bardziej komfortowe od deski. W połowie drogi zauważyłem ciekawą miejscówkę na obóz i postanowiłem się zatrzymać, nieco pocieszony zakończeniem dnia.
Przerwa w Nowym Sączu i wyprawa do sklepu: 49.624634, 20.705642
Przenoska 1 i przerwa obiadowa: 49.760657, 20.668043
Obóz: 49.790029, 20.692151
Podsumowanie dnia 1i 2: https://www.wykop.pl/wpis/51242775/hej-miraski-dzis-podsumowanie-z-pierwszego-i-drugi/

Dzień 3: Trasa 69,5 km Tego dnia byłem mocno zmotywowany by po porażkach dni wcześniejszych nadrobić stracone kilometry i popłynąć za Tarnobrzeg. Wystartowałem jeszcze przed 8, by jak najwcześniej pokonać zaporę w Czchowie. Jezioro Czchowskie było znacznie mniejsze niż Różnowskie, dlatego jego pokonanie było łatwiejsze. Około 9 udało mi się dotrzeć pod zaporę i z delikatnymi trudnościami wyciągnąć kajak na brzeg. Niestety okazało się że droga do miejsca wodowania kajaka jest dość daleka (nie aż tak długa jak na wcześniejszej zaporze ale na pewno było by ciężko samemu). Miałem jednak szczęście bo spotkałem gości, którzy płynęli pontonem (Rak- właściciel wypożyczalni w Różnowie wspominał że ich przewoził dzień wcześniej niż mnie) Z pomocą jednego z nich udało się przenieść kajak dość szybko i bez szorowania nim o asfalt, za zaporę. Dodatkowo chłopaki poczęstowali mnie śniadaniem (jajko z avokado) z kolei ja odwdzięczyłem się perełkami xD. W międzyczasie wykonałem zakupy w pobliskim sklepie, i po pożegnaniu z ziomeczkami z pontonu, około 10 ruszyłem w dalszą drogę. Nurt w tej części rzeki był silniejszy niż na jeziorach dlatego też i ja przyspieszyłem tempa. Po drodze spotkałem kilka grup kajakarzy rekreacyjnych (w końcu sobota) oraz całe chmary plażowiczów, korzystających z pięknej aury nad Dunajcem (rzeka w tej części, co jakiś czas ma rozległe płycizny, na których są idealne warunki do kąpieli i wypoczynku). Przed 14 udało mi się dotrzeć w okolice Tarnowa, co było nie lada sukcesem i zachęciło mnie do jeszcze większego zaanagazowania by zbliżyć się jak najbliżej Wisły. Po drodze trafiłem na ostatnią przenoskę podczas tej wyprawy, a mianowicie duże kamienne bystrze (mniejsze niż to przed Nowym Sączem) i nauczony doświadczeniem postanowiłem przenieść kajak by nie ryzykować większych strat. Po 15 dotarłem do mostu na autostradzie A4 i już byłem naprawdę blisko Wisły. Postanowiłem że nie będę robił dłuższych przerw, jedynie postoje na wylanie wody z kajaka i szybką przekąskę (batony lub banany). Około 18 w okolicach Żabna zauważyło mnie dwóch chłopaków, na oko młodszych ode mnie i zaprosili mnie na kiełbaskę z ogniska, które rozpali przy brzegu. Z propozycji skorzystałem bo już byłem trochę głodny i brakowało treściwego pokarmu. Po krótkiej rozmowie popłynąłem dalej w stronę Wisły. Około 19 zacząłem szukać miejsca na nocleg i ostatecznie wybrałem przeprawę promową w miejscowości Siedliszowice. Tam pomógł mi kierownik promu z wydostaniem na brzeg i pozwolił spać na miejscu. Dodatkowo sporej pomocy udzielił mi jeden z okolicznych mieszkańców, który po krótkiej rozmowie dał mi szarą taśmę do zaklejenia kajaka (proponował nawet sklejenie ale już nie chciało mi się targać do niego kajaka bo było koło 20). Po zjedzeniu kolacji położyłem się spać, niestety w okolicy której nocowałem lokalna młodzież zrobiła sobie posiadówkę przez co miałem kłopoty z uśnięciem bo było głośno.
Przenoska 1: 49.810984, 20.677570
Śniadanie z chłopakami z pontonu: 49.812779, 20.681507
Przenoska 2: 49.954765, 20.875627
Chłopaki z ogniska w Żabnie: 50.131259, 20.865707
Obóz: 50.197845, 20.774142
Podsumowanie dnia 3: https://www.wykop.pl/wpis/51267277/hej-mirasy-czas-na-podsumowanie-trzeciego-dnia-moj/

Dzień 4: Trasa: 41 km. Mimo słabo przespanej nocy, nadal czułem w sobie energię do dalszej podróży. Szczególnie pozytywne było to że udało mi się naprawdę daleko dopłynąć (niemal do ujścia Wisły- gdyby nie kraksa to w trzy dni spokojnie pokonał bym cały Dunajec). Tym razem za cel obrałem sobie #sandomierz (okazał się to cel znacząco nad wyrost). Ruszyłem w dalszą drogę zaraz po godzinie 8, by już po 9 dostać się do ujścia Dunajca do Wisły. Połączenie rzek jest całkiem ciekawe bo wydaje się że rzeki są niemal tych samych rozmiarów (końcówka Dunajca jest już dość szeroka i głęboka) nawet z przewagą Dunajca. W miejscu ujścia po prawej stronie Wisły znajduje się miejscowość Opatowiec, do której zabiłem w celach uzupełnienia prowiantu (chleb, kiełbasa, ciastka, piwa). Po 9:30 ruszyłem w dalszą drogę, podjadając zakupione frykasy i popijając piwerkiem (pełen relaks). Prąd rzeczny okazał się być na Wiśle już znacznie słabszy (końcówka Dunajca zresztą tez była dość leniwa) niż w górze Dunajca, dlatego teraz żeby pokonać większe dystanse potrzebne było więcej wysiłku fizycznego. W międzyczasie na Mirko rozgorzała dyskusja pod moim postem porannym i jeden z Mirków @Pesa_elf napisał że wyjdzie mi na spotkanie za ujściem Nidy. W okolicach przeprawy promowej i nowo budowanego mostu w Nowym Korczynie spotkałem innego kajakarz- Czarka, z którym jak się później okazało będę podróżował już do mojego miejsca docelowego. Czarek również płynął Dunajcem ale startował za zaporą w Czchowie. Płynął na lekkim kajaku pneumatycznym wysokociśnieniowym (trochę mały i bagaże musiał mieć miedzy nogami ale plusem na pewno była waga). Jego celem było dopłynąć do Morza a co najmniej do Warszawy. Po zapoznaniu się i rozmowie na różne tematy ruszyliśmy w wspólną podróż w stronę Mireczka z wykopu, który czekał na nas z piwerkami. Okazało się że Mireczek jest trochę dalej niż sadziłem bo jeszcze kilka kilometrów za ujściem a wiec musiał na nas trochę dłużej poczekać. Ale ostatecznie udało mi się dotrzeć około 13:30 do @Pesa_elf wypislismy po piwku, w miedzy czasie kolega Czarek sam pojechał do sklepu by zakupić piwko. Kolega Mirek dał się podładować Czarkowi z powerbanka i panelu słonecznego. Pogadaliśmy, popiliśmy trochę browarów i pośmieszkowaliśmy o życiu na Mirko. I ostatecznie około 16 wyruszaliśmy z Czarkiem w dalszą podróż. Na tym momencie już wiediząłem że nie dotrzemy do #sandomierza ale nadal liczyłem przynajmniej na Połaniec. Ostatecznie za Szczucinem złapała nas burza i trzeba było pospiesznie rozbić obóz i schować się przed deszczem. Okazało się Czarek zniszczył swój namiot na początku podróży (wywrotka, która kosztowała go też 3 powerbanki) i od dwóch dni śpi w kajaku osłonięty plandeką. Rozpaliliśmy ognisko zjedliśmy kolacje i przy rumie poszliśmy w kimę.
Wyprawa do sklepu: 50.243754, 20.722182
Miejsce spotkania z Czarkiem : 50.290570, 20.803627
Miejsce spotkania z @Pesa_elf : 50.299780,20.940093
Obóz: 50.336724, 21.087469
Wpis poranny https://www.wykop.pl/wpis/51274825/hej-miraski-dzien-czwarty-wyprawakajakowa-czas-zac/
Wpis @Pesa_elf https://www.wykop.pl/wpis/51284399/no-i-w-pizdu-poplynal-szaman136-dzieki-za-odwiedzi/
Podsumowanie https: https://www.wykop.pl/wpis/51293483/hej-miraski-jak-co-wieczor-podsumowanie-mojej-wypr/

Dzień 5 Trasa 59 Km Tego dnia miałem spore ciśnienie żeby jednak dotrzeć do Sandomierza a przynajmniej do Tarnobrzega, bo dzień wczorajszy był stosunkowo lajtowy. Wraz z Czarkiem wyruszyliśmy przed 9, z rana odkryłem główną wadę mojego współtowarzysza a mianowicie trochę zbyt długie jak na mnie poranne zorganizowanie się. Ale nie było to aż tak mega męczące i tak kolega się starał żeby wystartować jak najszybciej mógł. Pierwszym celem jakim sobie obraliśmy był Połaniec. Kilkanaście minut po starcie zaobserwowaliśmy dziwne zwierze poruszające się pod powierzchnią wody pod prąd, niestety nie udało się zaobserwować jego sylwetki, leczy przypuszczam że mógł być to morświn. Mam film z tego zdarzenia i postaram się to wstawić na YT. Przed 13 udało nam się dotrzeć w okolice starej przeprawy promowej w Połańcu (przed mostem i elektrownią). Tam zrobiliśmy sobie krótką przerwę na przekąskę i udaliśmy się w stronę elektrowni. Przy elektrowni widniały znaki ostrzegające przed progiem spiętrzającym oraz o zakazie żeglugi. Obawialiśmy się że konieczna będzie kolejna przenoska ale koniec końców próg okazał się stosunkowo łagodny i dało się go bez problemu przepłynąć kajakiem. Dalej płynęliśmy w stronę Baranowa Sandomierskiego ale po drodze na mapie znalazłem sklep, w którym chcieliśmy zrobić drobne zakupy. Sklep znajdował się niedaleko mostu kolejowego w miejscowości Zaduszniki. Po wejściu an wies znaleźliśmy tablice i pomnik mówiący o tym że w tej wsi urodził się Ignacy Łukasiewicz. Dla mnie Ajko fana historii był to fajna ciekawostka historyczna, która urozmaiciła ten dzień. Sama wioska, jak i wieś była typowa jak na Polskę wschodnią (czułem się jak u siebie na wiosce xD). W sklepie niestety nie dało się płacić kartą więc musiałem pożyczyć gotówkę od Czarka. Kupiłem sobie dwa piwka, dwa chleby i kiełbasę. Następnie ruszyliśmy dalszą drogę, której celem był #tarnobrzeg . Już bez większych przerw ruszyliśmy prosto w stronę miasta. Czarek miał kolegę z Tarnobrzegu, który ogarnął mu podładowanie się w mięście z Powerbanka. Do miasta dotarliśmy po 19:30. Rozbiliśmy się za przeprawą promową na końcu opaski anty powodziowej. Niestety miejsce było bardzo słabe, bo było mało miejsca, podłoże było nierówne i twarde, brakło drewna na ognisko i było masę komarów z pobliskich krzaków. Po rozbiciu się poszliśmy do biedry po zakupy (wreszcie kupiłem sobie nowe klapki- stare utonęły podczas kolizji a buty do wody po pięciu dniach się już rozpadały). Czarek spotkał się ze znajomym kolegi, który użyczył mu na chwile powerbanak, po czym wróciliśmy do obozu. Rozpaliliśmy ognisko przy pomocy zakupionego brykietu i usmażyliśmy sobie kiełbasę.
Postój: 50.421326, 21.313651
Wyprawa do sklepu: 50.463932, 21.457382
Obóz: 50.575809, 21.660444
Podsumowanie dnia 5: https://www.wykop.pl/wpis/51318423/hej-miraski-czas-na-podsumowanie-dnia-piatego-moje/

Dzień 6 Trasa 41 Km Ten dzień by dość ciężki szczególnie z rana i szczególnie dla Czarka, który coraz mocniej odczuwał brak namiotu. W nocy atakowały go komary i ciągle budził się z zimna i musiał dokładać do ogniska. Ponadto jego śpiwór namakał od wilgoci z mgieł i rosy. Co gorsza kończyła nam się energia. Moje Power banki już przestały działać (jeden z nich się wyłączył po kraksie- w domu się cudownie naprawił cały naładowany xD). Wyruszyliśmy w rejs około 9 rano i celem było dopłynięcie do #sandomierz i podładowanie się w tamtejszym MOSIRze, dodatkowo Czarek postanowił kupić tam namiot. Na miejsce udało się dotrzeć około 11, dostaliśmy się do Mosiu przy brzegu Wisły i Pan pozwolił podładować się za darmo. Ja pilnowałem ładującego się sprzętu a Czarek poszedł kupić namiot i powerbanak. Po jego powrocie zabraliśmy sprzet i szykowaliśmy się do powrotu. Niestety miałem mega pech bo mój telefon, który ładował się w biurze u Pana zarządcy obiektu z nieznanych przyczyn prawie w cale się nie naładował, to samo było z powerbankiem. Przez co już na wieczór nie miałem dostępu do telefonu bo mi padł. Po około dwóch godzinach ruszyliśmy dalszą drogę w stronę Annopola, przed wypłynięciem zakupując po lodzie od Pani z budki xD. Zbliżając się do Zawichosta natknęliśmy się oddział harcerzy na kajakach, którzy robili sobie akurat przerwę, okazało się że wypłynęli z Sandomierza krótko po naszym przybyciu i kierują się do Kazimierza dolnego. Zostawiliśmy ich kawałek w tyle i w Zawichoście zrobiliśmy przerwę na pójście do sklepu (piwka, chleb, kiełbasa). Następnie ruszyliśmy dalej by około 19 zatrzymać się niedaleko mostu w Annopolu na wyspie na rzece (jadąc z Lublina na Kraków zawsze marzyłem żeby przepłynąć się na tym odcinku i rozbić na tej wyspie i wreszcie się udało… marzenia się spełniają). Ogólnie krajobraz wyspy za Sandomierzem już znacząco się zmienił, do Wisły wpłynął San i stał się ona naprawdę duża (taka jaką znam ze swoich okolic), pobawiły się wyspy na których jest pełno suchego drzewa i można spać, to Wisłą jaka naprawdę lubię. Nasza Wyspa byłą dość duża, co prawda nie daleko był most samochodowy i trochę huczało ale za to było dużo drewna i spora plaża z płytką wodą. Rozbiliśmy się, rozpaliliśmy ogień i zaczęliśmy gotować, w między czasie nasi koledzy harcerze przepłynęli koło nas dalej, jak widać postanowili nas prześcignąć xD. Mieliśmy nadzieję że rozbiją się z nami na wyspie ale popłynęli dalej. Tymczasem po kolacji my zaczęliśmy się raczyć rumem jak prawdziwi marynarze. Rum mnie jednak pokonał i usnąłem xD
Postój w Sandomierzu: 50.673789, 21.749317
Postój 2 Zawichost: 50.804601, 21.862291
Obóz: 50.882192, 21.833872
Podsumowanie dnia 6: Brak- padł telefon

Dzień 7 Trasa 51 Km Tego dnia byliśmy pełni energii, ze względu na wcześniejsze zakończenie dnia poprzedniego i udaną noc (szczególnie Czarek bo wreszcie spał w namiocie). Cele na dziś był Kazimierz Dolny, do którego mięliśmy kawałek drogi. Tam chcieliśmy się podładować i przenocować. Wystartowaliśmy około 9, pomogłem Czarkowi w pakowaniu i ruszyliśmy. Za mostem w Annopolu obóz rozbili harcerze poznani wczoraj. Szykowali się do dalszej podróży. My nie czekając, ruszyliśmy dalej w stronę Józefowa i ujścia Kamiennej. Od tego miejsca znałem Wisłę już całkiem dobrze, bo była to trasa mojej poprzedniej podróży. Około 12-13 dopłynęliśmy do starego przejścia promowego w Józefowie. W tamtym miejscu na środku rzeki stała barka pompująca wodę i prowadząca ją wielką rurą na pobliską, chyba betonownie. W tamtym miejscu postanowiliśmy się zatrzymać na przerwę obiadową oraz piwko. Na tego typu postojach na ogół je kanapki z jakąś konserwą, bo średnio mi się chce gotować ( a zapasy też już mocno topniały i zostały tylko na jeden obóz, kolacja+śniadanie). Po koniec naszej przerwy dogonili i przegonili nas harcerze. Lecz my długo nie czekając pognaliśmy za nimi i wyprzedziliśmy ich, tym razem już na dobre. Prawdopodobnie rozbili podróż z Sandomierza do Kazimierza na 3 dni. Przed 14 dotarliśmy w okolice ujścia kamiennej oraz do mostu w Kamieniu. Przy poprzedniej wyprawie byłem w tym miejscu z godzinkę wcześniej, wiec na tym etapie wiedziałem że pewnie nie dopłyniemy do Kazimierza ale w jego bliskie okolice. Za kamieniem ponownie się zatrzymaliśmy na krótki postój, sprawdzenie mapy i wylanie wody z kajaka poczym ruszyliśmy dalej. Po drodze mięliśmy sporo piaszczystych wysp i łach, często trzeba było wysiadać z kajak i przepychać go przez płyciznę, jednocześnie uważając żeby nie wpaść w uskok i głęboką wodę. Wisła na tym odcinku już jest naprawdę szeroka i głębina jest tylko w miejscach gdzie płynie główny nurt. Około 19 dopłynęliśmy w okolice krowiej Wyspy i tam spostrzegłem wysepkę na której obozowałem podczas wcześniejszej podróży. Wspólnie zdecydowaliśmy że nie ma co dalej płynąc aż do Kazimierza bo to jeszcze około godzina drogi tylko lepiej będzie rozbić się tu i z rana wpłynąć do miasta. Krajobraz mojej wysepki nie zmienił się znacząco, ale wydaje mi się ze tym razem było trochę więcej wody. To już drugi raz jak nocowałem w tamtym miejscu i obóz był ponownie udany. Do trzech razy sztuka, wtedy będę mógł tą wyspę ogłosić swoja kolonią xD. Niestety nie mam żadnych zdjęć z tej części rejsu bo telefon od rana był padnięty.
Postój 1: 51.043306, 21.823052
Postój 2: 51.136388, 21.789398
Obóz: 51.298613, 21.870648

Dzień 8 Trasa 49 KmTego dnia moim celem było dotarcie do mety czyli za Dęblin do miejscowości Prażmów. Najpierw jednak trzeba było dotrzeć do Kazimierza i podładować tam baterię co by udało się nawiązać jakiś kontakt z ludźmi, że żyje xD. Wystartowaliśmy ponownie około 9 rano i w około 10 byliśmy już w mieście. Tam już każdy na własną rękę zaczął szukać miejsca na ładowanie telefonu. Czarek dogadał się z Panią z miejskiego szaletu a ja znalazłem stoisko z kwasem chlebowym, w którym miła Pani poratowała mnie energią. W między czasie trochę połaziłem po mieście i zrobiłem podstawowe zakupy (chleb, parówki, piwko). Po około godzinie telefon odebrałem, niestety naładował się bardzo mało a do tego z nieznanych przyczyn (zanieczyszczenie w gnieździe, uszkodzenie mechaniczne) załączył się tryb słuchawkowy i nie dało się go wyłączyć (pisząc ten post nadal mam ten problem pomimo czyszczenia gniazda i podłączania słuchawek i odłączania- działa przez chwile a potem znów się władcza ten tryb, głośnik jest sprawny bo da się rozmawiać w trybie głośnomówiącym). Po ogarnięciu się mięliśmy już wyruszać dalej, ja jeszcze skorzystałem z wc, gdy Czarek czekał przy kajaku, jednak jak się okazało on również miał problem z telefonem bo włączał się a potem pojawiał się ciemny ekran. W między czasie Czarek zagadał do gości którzy płynęli kajakami dmuchanymi Gumotexa z Soliny. Jednak nie zdążyłem przyjść by z nimi zagadać bo popłynęli. My również popłynęliśmy dalej, po kilku nieudanych próbach naprawienia telefony Czarka. Gości w dmuchawcach wyprzedziliśmy zaraz za Kazimierzem, ale byli po drugiej stronie rzeki wiec niestety obyło się bez spotkania. Po 12-13 dotarliśmy do Puław, któ®e pokonaliśmy całkiem sprawnie, płynęło się dość dobrze mimo upału. Jak płynałem ten odcinek w maju to były straszne fale i wiatr, tym razem było spokojnie. W połowie drogi do Dęblina zrobiliśmy sobie postój na piwko i jedzenie. W miedzy czasie próbowaliśmy naprawić telefon Czarka. Gdy się nim bawiłem dostrzegłem niewyraźną cyfrę 0 w miejscu klawiszy. Okazało się że telefon miał włączony tryb oszczędzania baterii oraz jasność zmniejszoną do minimum, co przy dużej jasności w dzień powodowało że wyglądało jak by był całkowicie czarny ekran (widać było tylko logo na początku, a potem ekran wygaszał się do minimum). Po tym sukcesie naprawienia telefonu, ruszyliśmy dalej po drodze spotykając Pana który z kazimierz do #deblin płynął na tratwie z desek, styropianu i z membrany dachowej jako dachu, Bardzo fajny środek transportu, niestety nie mam zdjęcia gdyż oszczędzałem baterię. Przed mostem w Dęblinie zroiblismy kolejny kró™ki postój po czym wpłynęliśmy do miasta. Około 17 byliśmy już w Dęblinie i do calu zostało bardzo blisko. Końcówka była dość męcząca bo co chwile trzeba było wysiadać z kajaka i prowadzić go przez płycizny. Ostatecznie około 19 dopłynąłem do mety. Niestety po drodze przy samej końcówce Czarkowi telefon wpadł do wody… Mimo że na początku działał i wszystko było Ok., to następnego dnia przestał zakończył swój żywot. Ja zabrałem się do domu z kolej Czarek rozbił się nad rzeką. Około 21, przyjechałem do niego i skoczyliśmy jeszcze do Dęblina po zakupy dla niego oraz na kebsa. Potem wróciliśmy do obozowiska i wypiliśmy kilka piwek. Następnego dnia ponownie musiałem mu pomóc ze względu na uszkodzony telefon, nie udało mu się kupić nić w Dęblinie ale umówił się ze znajomymi w Wawie że ogarnoł mu telefon. Z jego relacji wiem że dopłynął do wawy zdobył nowy telefon i tam został na dłuższy odpoczynek i spotkania ze znajomymi. Ostatecznie jednak zakończył tam rejs bo jakiś żul ukradł mu torbę z nowym telefonem oraz zatyczkami do kajaka (miał nadmuchiwany kajak i spuścił powietrze z niego podczas pobytu w Wawie). Szkoda bo miał ambitne plany dopłynięcia aż do morza i myślę ze był by w stanie to zrobić.
Postój 1:51.324454, 21.944739
Postój 2: 51.469516, 21.898769
Postój 3: 51.539739, 21.835715
Meta: 51.573594, 21.695137

Podsumowując muszę uznać że niedoszacowałem potęgi Dunajca (a szczególnie jej pierwszego odcinka). Zbyt duża pewność siebie kosztowała mnie trochę ekwipunku i siły. Mimo to oceniam podróż jako bardzo udaną, to była moja najdłuższa wyprawa jak dotąd i chyba najbardziej szalona. Gdyby nie kraksa pierwszego dnia to pewnie był bym jeszcze bardziej zadowolony ale ten wypadek na pewno też sporo mnie nauczył i dał trochę pokory.
Zachęcam również was do wyjścia czasem z domu i sprawdzenia siebie podczas jakieś ekstremalnej wyprawy. Nie musi być to 8-dniwoa wyprawa kajkowa ale nawet głupi wyjazd w góry czy jakaś wyprawa rowerowa może być naprawdę fajną atrakcja, która wiele was nauczy, pokaże jak dużo możecie wytrzymać i którą będziecie pamiętać do końca życia. Resumując: przekraczajcie granice swojej wytrzymałości i wychudzicie z strefy komfortu, dzięki temu staniecie się lepsi.

Pozdrawiam i z fartem Mirki
#wyprawakajkowa #podroze #podrozujzwykopem #pokazmorde