Dzień pięćdziesiąty drugi.

Głównym punktem tego dnia było naładowanie wszystkich baterii i analiza czy po dojechaniu do Sztokholmu ruszać dalej na północ czy wracać do Polski. Musiałem posprawdzać trasy, oszacować koszty, potrzebny czas, przemyśleć różne scenariusze i zwyczajnie odpowiedzieć sobie czy chcę dalej jechać.

Na dworcu kolejowym w Vanghard miałem na to kilka godzin. Kilkanaście kilometrów od miejsca noclegu pod zabytkowym młynem do dworca pokonałem w Słońcu i przelotnych chmurach bez deszczu.

Pierwszym scenariuszem było aby po naładowaniu pojechać jak najbliżej Sztokholmu, następnego dnia przejechać przez miasto, przenocować gdzieś na północy poza jego granicami i w dalszej części podróży kierować się do Falun gdzie znajduje się muzeum kopalni miedzi. To tam z produktów ubocznych wydobycia produkowana jest słynna czerwona farba pokrywająca elewacje szwedzkich domów. Skierowanie się na Falun miało jeszcze inną zaletę. W głębi lądu wieje znacznie mniej niż przy drogach biegnących wzdłuż brzegu morza.

Druga możliwość to powrót Polski promem z Karlskrony. Niestety dostępne połączenia kolejowe i autobusowe nie umożliwiały mi przewiezienia roweru którym jechałem co utrudniło mi zorganizowanie planu powrotów.

Teraz gdy po kilku to piszę, nie jestem w stanie spisać myśli i kombinacji które kłębiły mi się w głowie. Rozważając różne warianty nadal nie potrafiłem odpowiedzieć czy chcę nadal jechać. Miałem już ochotę pojeździć fatbikiem gdzieś po górach czy choćby równinach Mazowsza. Miałem dość ciągłego chowania aparatu przed deszczem. Doszło nawet do tego, że po kilku dniach jazdy w przelotnych ale dość obwitych deszczach sam chowałem się gdzieś pod wiatami przystanków czy najbliższymi stodołami. Jazda w takich warunkach zaczęła wydawać mi się zwyczajnie stratą czasu i pieniędzy. Jechałem ale z tej jazdy nie korzystałem, niewiele mi dawała. W czasie ładowania zdążyłem jedynie opracować scenariusze a dopiero po odpowiedzi na pytanie -jechać czy wracać?- miałem realizować przygotowany plan.

Na mapie znalazłem schronienie oddalone o około dwadzieścia kilometrów przed Sztokholmem. Znajdowało się poza terenem aglomeracji co było dużą zaletą. Kilkadziesiąt kilometrów przejechanych w fantastycznej, pełnej łąk, jezior i kamieni, szwedzkiej scenerii nadal nie dało mi odpowiedzi na pytanie co robić dalej.

Jadąc do miejsca noclegu zauważyłem dość blisko drogi punkt widokowy z ławką i świetnym miejscem na rozłożenie namiotu na jedną noc. Wybranie tego punktu skróciłoby o drogę którą musiałbym przebyć do Sztokholmu. Nie był nad jeziorem ale miałem wystarczającą ilość wody na gotowanie i umycie się i nie zastanawiałem się długo. Przez kilka godzin przed rozłożeniem namiotu ugotowałem sobie kilka herbat i kilka porcji makaronu z sosem co znacznie poprawiło moje samopoczucie. Decyzję o dalszej podróży musiałem jednak podjąć na chłodno nie opierając się na chwilowych odczuciach.

Wracam. Nie będę się łudzić, że się pogoda się poprawi. Próbując znaleźć połączenia które pozwoliłby mi przetransportować rower do Karlskrony, dowiedziałem się od znajomej ze Sztokholmu o promie z Nynashamn do Gdańska i mimo wykupionego już biletu Karlskrona – Gdynia wybrałem właśnie to połączenie. Nynashamn jest znacznie bliżej a to pozwoliło mi następnego dnia, na dłuższe zwiedzanie Sztokholmu. Byłem już zbyt zmęczony i bilet postanowiłem kupić rano.

#rower #podroze #szwecja #rowerovsky