Dzień pięćdziesiąty czwarty.

Tego dnia nie obudziłem się bo noc spędzałem walcząc ze snem wzmaganym zmęczeniem. Około drugiej w nocy gdy powtarza się historia z zamknięciem dworca a wiedząc, że za około godzinę będzie już wystarczająco widno aby jechać przez lasy decyduję się opuścić miasto, przejechać pięćdziesiąt kilometrów w stronę portu w Nynashamn i nad jeziorem rozłożyć na kilka godzin snu namiot. Wyjazd z metropolii trwał ponad godzinę i gdy wjeżdżałem w pierwsze wsie było już zupełnie jasno.

Jadąc w promieniach wschodzącego Słońca i porannych mgłach, staram się uchwycić oczami i dobrze zapamiętać ostatnie widoki tej podróży.

Gdy zdecydowałem, że w Sztokholmie kończę podróż zrezygnowałem z jednodniowego odpoczynku. Po około trzydziestu kilometrach dość sprawnej jazdy brak odpoczynku i snu dały się we znaki. Opadłem z sił. Musiałem podprowadzać rower pod górę pod którą normalnie mógłbym holować kolegę na uszkodzonym rowerze. Na miejsce dojechałem dopiero po prawie czterech godzinach. Szybkie mycie, rozłożenie namiotu i garnek makaronu z sosem na pozbycie się głodu.

Spałem około trzy godziny. Krótko ale wystarczyło aby powróciły siły. Zrobiłem sobie ostatnią herbatę, ostatni makaron i spakowałem wszystko na rower.

Prom miałem dopiero o osiemnastej ale chciałem wyjechać na tyle wcześnie aby zdążyć nawet gdybym uszkodził rower i musiał iść pieszo. Wyjechałem więc o trzynastej i ostatnie dwadzieścia kilometrów pokonałem dość nudnymi drogami wzdłuż autostrady.

Rower na szczęście się nie zepsuł i do portu dojechałem na długo przed wypłynięciem. Miałem czas na spokojne zakupy aby nie nudzić się w czasie osiemnastogodzinnego rejsu. Poszedłem też na kawę z ciepłym ciastkiem cynamonowym. Wyborne.

Podróż zakończyłem wjeżdżając na prom po przebyciu 3483 kilometrów.

#rower #podroze #szwecja #rowerovsky